„Wściekłość” to głośna i wstrząsająca powieść Mareike Fallwickl.
Helene matka trójki dzieci popełnia samobójstwo, skacząc z balkonu. W jej nastoletniej córce Loli otwiera to jątrzącą się nieprzerwanie ranę i chęć walki z patriarchatem, równie niszcząco wpływa na najlepszą przyjaciółkę Helene, Sarah, która postanawia uratować jej rodzinę przed rozpadem. Wśród tych czterech ścian znajdzie odpowiedź na dręczące ją nieustannie pytanie: dlaczego?
„Wściekłość” to swego rodzaju manifest mówiący o roli kobiet w społeczeństwie, rodzinie, życiu zawodowym, nie ukrywajmy, w wielu przypadkach wciąż niedocenianej roli. Obraz macierzyństwa, który wyłania się z kart tej historii, jest do bólu prawdziwy, odarty ze złudzeń i Instagramowej 'pozłotki'. Tutaj wszystko krzyczy: tak wygląda naga prawda!
Niesamowicie ważna, potrzebna i niezmiernie bolesna lektura. Przepełniona żalem, goryczą, złością, strachem i bólem — dawno nie przyjęłam na siebie takiego ładunku emocjonalnego. Co jakiś czas musiałem robić przerwę od tekstu i uspokoić umysł łapiąc głęboki oddech.
Tutaj najważniejsze są kobiety — trzy główne bohaterki i ich emocje. Narracja trzecioosobowa należy do Loli i Sarah, dzięki ich głosom poznamy historię Helene. Każda z nas znajdzie tu jakąś część siebie.
„Żadna z nas się z tym nie rodzi, nie istnieje żadna tajemna wiedza, która czyni nas matkami, ani żaden specjalny gen. Mimo to wszyscy od nas oczekują, że od porodu nie popełnimy ani jednego błędu, bo rzekomo posiadamy instynkt, który pomoże nam we wszystkim”.