Często pisałam o tym, że bardzo irytuje mnie złe klasyfikowanie książek do gatunków, zwłaszcza gdy można odnieść wrażenie, że jest to celowe działanie marketingowe. Tym razem trafiłam na powieść, która z pewnością ma wiele cech kryminału, choć chyba jednak więcej thrillera, więc pozornie wszystko się zgadza, ale przyjemną niespodzianką było dla mnie to, że znalazło się w niej coś więcej.
"Zabójca znika w mroku" to debiut Piotra Krynickiego i kolejny dowód na to, że warto dawać szansę autrom dopiero rozpoczynającym swoją przygodę z pisaniem. W teorii to historia o seryjnym mordercy, który popełnia przestępstwa według bardzo ciekawego klucza i przy użyciu metody pozwalającej mu niejako szydzić z policji. Nie jest to jednak typowy kryminał, ponieważ śledztwo nie jest tutaj na pierwszym planie, tylko kilka rozdziałów do niego nawiązuje.
Zasadniczo narratorów trzecioosobowych jest kilku, ale prym pośród nich wiedzie Jan, bardzo intrygujący urzędnik. To głównie za jego pośrednictwem autor przemycił do fabuły wiele rozważań egzystencjalnych, nadając powieści dodatkowej głębi i czyniąc ją wyjątkową. Jednocześnie wpłynęło to z pewnością na ilość stron i rozciągnięcie akcji, a to już nie przypadło mi za bardzo do gustu, bo zwyczajnie zrobiło się wszystkiego trochę za dużo.
Książka mi się podobała, ale trudno było mi się na niej skupić. Szybko jej treść mnie męczyła, a im dłużej ją czytałam, tym trudniej było mi się połapać w tych wszystkich wątkach. Niestety nie świadczy to o jakości intrygi kryminalnej, choć ona była na świetnym, wysokim poziomie, ale to zagmatwanie wynikało głównie z przemieszania gatunków. Sam pomysł miał duży potencjał, ale w moim odczuciu autor trochę przesadził i stracił balans pomiędzy kryminałem a literaturą piękną.
"Zabójca znika w mroku" to wymagająca lektura dla tych, którzy szukają w kryminałach czegoś więcej i nie przeszkadza im niespieszne tempo akcji. Nie porwała mnie, ale uważam, że to udany debiut i chętnie sięgnę po kolejne książki autora.
Moje 6/10.