Łatwo się czytało i były fragmenty, gdy się nie nudziłam. Ale to koniec zalet.
Hasła na okładce wprowadzają w błąd. Wcale mnie nie trzymała w napięciu, nie wzruszyła do łez, nie mogę jej nazwać wspaniałą.
Ot, taka sobie obyczajówka, która miała szansę zostać książką wybitną, bo pomysł, by akcję umiejscowić w jaskiniach, które do dziś zamieszkują lub całkiem niedawno zamieszkiwali ludzie - jest nietuzinkowy i nowatorski. Jaskinia Postojna w Słowenii, Kungurska na Syberii, hiszpańskie jaskinie w Sacromonte i wiele innych.
O niektórych pierwszy raz słyszałam i czytałam, poszperałam dodatkowo w sieci, super to ciekawe. Tyle że autorka prześliznęła się po temacie pozostawiając niedosyt. Sama zresztą w wywiadzie przyznaje, że w żadnej z tych jaskiń nie była, no to o czym tu pisać, jeszcze jak się nie zrobiło porządnego researchu! U niej jaskinie nie są ani urocze, ani niezwykłe, a ja wiem, że są!
To samo dotyczy różnych ważkich tematów, których w powieści było wiele, ale zostały tylko zasygnalizowane bądź potraktowane pobieżnie. Wolałabym, żeby bardziej pochyliła się nad jednym lub dwoma wątkami, a nie łapała sto srok za ogon. Problem depresji poporodowej, samorealizacji kobiet, poświęcenia (bądź nie) swoich aspiracji na rzecz rodziny, odpowiedzialności porzuconego w dzieciństwie dziecka za rodzica na łożu śmierci, o konsekwencjach kłamstwa, o manipulacjach, jak łatwo zostać przywódcą grupy, że czasem trzeba uciec od świata, o sektach, Cyganach i speleologach. Czegoż tam nie było! Wszystko po łebkach.
Do tego dołóżmy taką ilość zbiegów okoliczności, która mogłaby obsłużyć kilka powieści i całkowicie niewiarygodne zakończenie.
A tak na dobrą sprawę to czemu ta matka rozpętała zadymę z tytułową zaginioną siostrą? Po przeczytaniu końcówki nie pojmuję tego. Gdzie tu logika? Może wytłumaczyłby mi to ktoś, kto przeczytał tę rozczarowującą mnie powieść i zrozumiał Selmę.