Zakochani do szaleństwa

Jeśli książka skrzy się humorem - mnie on nie bawił. Seksownych wdzięków - o ile były - też nie udało się zobaczyć. Brnęłam przez lekturę niczym przez tytułowe bagna Lindow. Przedarłam się z krańca na kraniec, jednakowoż nie odczuwam z tego względu satysfakcji. Takie tam sobie głupawe poczytadło, na dłuższą metę mdłe i bez wyrazu. Ani ono ziębi ani grzeje. By wyrazić się obszerniej, czekam na tom poświęcony Northowi i Dianie - bo z całej książki, ta para jest najciekawsza i warta każdej uwagi. Reszta familii Wilde'ów to przy nich pionki. Dużo więcej natomiast mogę powiedzieć o pracy wydawnictwa Amber i jej partackim wykonaniu. W ostatnim czasie głośno mówi się angielskich kalkach w polskich przekładach książek. O tym, że osoby bawiące się w tłumaczy (korektorów, edytorów i innych "-ów" również), pracując z tekstem źródłowym lekceważą bądź całkowicie ignorują zasady języka docelowego (tutaj: język polski). "Zakochani do szaleństwa" to popis tychże. Bogaty zestaw błędów stylistycznych, gramatycznych, bezpośrednich kalek w rodzaju gotująca się woda zamiast wrzątek, Lawina zamiast Lavinia, łepek (???) etc. kłuje w oczy aż bolą zęby. Jeśli ktoś chciałby się mimo wszystko pokusić o wyłapanie fuszerek i niedociągnięć w tłumaczeniu - lektura "Zakochanych..." dostarczy swoistej rozrywki.
Mnie osobiście byłoby wstyd tak opracowany tekst oddać a co dopiero się pod nim podpisać. Amber nie widzi problemu. Nie polecam książki. Z gruntu jest słaba a przez byle jakie tłumaczenie wypada j...