Trzeci tom tetralogii "Wierni i upadli" odróżniają od poprzednich dwa nowe elementy. Przede wszystkim pojawia się pierwsza prawdziwa niespodzianka w skądinąd boleśnie przewidywalnej fabule całego cyklu. Nie mogę jej oczywiście zdradzić w opinii, ale jest to zwrot akcji w zasadniczy sposób zmieniający sytuację i role poszczególnych postaci. Drugi nowy element jest raczej przykry dla czytelników, gdyż John Gwynne nagle i zupełnie bez sensu zdecydował się zakończyć trzeci tom potężnym cliffhangerem. Tego typu działania mam zdecydowanie w pogardzie i uważam, że żaden poważny autor takich numerów nie powinien robić, bo świadczy to o braku szacunku dla czytelników. Poprzednie dwa tomy stanowiły w miarę domknięte całości i naprawdę trudno zgadnąć po co autor zdecydował się na zmianę tego stanu rzeczy.
Fabuła "Zgliszcz" składa się kilku przeplatających się i baaaaaaaardzo powoli zmierzających do połączenia się wątków, wypełnionych prawie w całości seriami potyczek i bitew. Trup ściele się gęsto padając od mieczy, toporów, strzał, sztyletów, kłów i pazurów. Już po kilkudziesięciu stronach zaczyna to być nużące a perspektywa kolejnych kilkuset zadrukowanych podobnymi treściami skłoniła mnie stopniowo do przerzucania stronic i ograniczania się do sprawdzenia, kogo autor zdecydował się utrupić. Skupienie się przez autora wyłącznie na wojnie naprawdę zaszkodziło tej książce, tym bardziej, że nie ma w niej nawet drobnych elementów humorystycznych, które złagodziłyby monotonię fabularną. Są za to nieciekawe wpadki. Skąd w czasach zielarzy i szamanów wojownicy wiedzą o funkcjach fizjologicznych adrenaliny pozostanie zapewne niezgłębioną tajemnicą wątpliwej jakości warsztatu pisarskiego Johna Gwynne'a.
Trudno mi znaleźć jakieś pozytywne elementy tej książki, które mógłbym tu wyeksponować. Jest ona doskonale przeciętna, ma sympatycznego, chociaż nieco bezbarwnego głównego bohatera a jej treść jest typowa dla większości książek fantasy. Nie najdziecie tu ani śladu jakichkolwiek oryginalnych pomysłów a styl autora też nie wyróżnia się niczym charakterystycznym. Pozostaje mieć nadzieję, że autor miał jednak jakiś pomysł na zakończenia tego cyklu.