Ken Follet jest niezrównany. Rozmach z jakim pisze swoje cegły, mnogość bohaterów, wątków i wydarzeń historycznych przyprawia o zawrót głowy. Dodajmy do tego bardzo dobry warsztat pisarski i świetne zaplanowaną i przeprowadzoną akcję i mamy bestseller.
Follet zabiera nas podróż przez burzliwą historię epoki, wiernie trzymając się zasad powieści walterscottowskiej, bardzo dobrze i barwnie oddając jej realia, ze wszystkimi politycznymi i społecznymi zawiłościami, jednocześnie mocno rozwijając wątki obyczajowe. Z naszymi bohaterami obserwujemy zatem dojście Hitlera do władzy, jesteśmy na Pearl Harbor podczas ataku Japończyków, jesteśmy blisko kiedy Oppenheimer konstruuje bombę atomową, walczymy w hiszpańskiej wojnie domowej, czy też wozimy karetką rannych poszkodowanych podczas nalotów na Londyn, a nie wymieniłem nawet połowy wydarzeń, w których, dzięki uprzejmości pisarza możemy wziąć udział w raz z naszymi bohaterami, a skoro już jesteśmy przy bohaterach powieści, to myśl zasady, że historia przydarza się możnym tego świata, gdy ludzkość po prosu próbuje jakoś przetrwać, to ogrom nieszczęść jakie autor na nich zsyła jest wręcz niewyobrażalny.
Teraz łyżka dziegciu. W powieści dzieje się tak wiele, że pisarz nie ustrzegł się kilku nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności, aby niektóre wątki zamknąć, do tego bohaterowie są trochę płascy i czarno - biali: na przykład przystojny i mądry socjalista zmaga się z gnuśnym i zepsutym arystokratą, a nieustraszony oficer wywiadu wojskowego mierzy się z oślizgłym typkiem z NKWD i tak dalej. Kwestią gustu pozostaje też ilość i jakość wątków sercowo - melodramatycznych, dla mnie było tego za wiele, nie zmienia to faktu, że Follet stworzył bardzo ciekawą powieść historyczną (czy raczej trylogię), poniekąd doprowadzając do renesansu tego gatunku.