Długo czytałam tę książkę, nie docierała do mnie fabuła, żaden z bohaterów mnie nie przekonał do siebie.
Z jednej strony mamy główną bohaterkę, stateczną wdowę o zasuszonym sercu, której miłościom nie udało mi się kibicować, choć chciałam i życzyłam jej dobrze. Z drugiej strony mamy całą grupę innych postaci dosłownie 'wpadających w miłość', jakby powiedzieli Anglicy. W moim odczuciu tym, co zgrzytało mi przez cała lekturę była myśl, że tu nie o miłość chodzi, ale zakochanie, zauroczenie, nic więcej. I pokazanie tego uczucia jako tak wielkiego, wręcz fizycznego cierpienia, wydało mi się przesadzone. Dopuszczam do siebie myśl, że jestem zasuszona jak Sara nr 1 i dlatego miłosne cierpienia do mnie nie przemawiają (a szkoda).