Śmierć jest łatwa, prosta, życie jest trudniejsze.
Kto nie zna Stephanie Meyer i jej sławetnej serii o wampirach. Urodziła się w Connecticut i unika rozgłosu, o jej życiu prywatnym wiemy tak naprawdę niewiele. Ta 44 letnia kobieta jest autorką nie tylko serii Zmierzch, ale także Intruza oraz Chemika.
Prawda jest taka, że ludzie mają pewną wspaniałą cechę. Zmieniają się.
Zabrałam się za „Zmierzch” ponieważ poleciła mi go przyjaciółka, nigdy jakoś nie przepadałam za historią Belli i Edwarda, ale filmy oczywiście widziałam i już mówię, że nigdy więcej czegoś takiego nie zrobię. Tu mam na myśli, że najpierw książka, a potem film. Zakochałam się w powieści i nawet dla porównania znów obejrzałam ekranizację i myślałam, że coś ze mną nie tak skoro tak bardzo broniłam się przed książką. Oczywiście większość akcji odgrywa się w Forks, do którego Bella się przeniosła i przyznaję, że mogłabym tam mieszkać, gdyby nie ciągłe ulewy. Gdy spotyka Edwarda wszystko się komplikuje, ale wie, że chłopak skrywa nie lada sekret i się nie myli. Opisy bohaterów i otoczenia są niezwykle barwne i bardzo wpływają na wyobraźnię, autorka stawia na szczegóły co tylko ułatwia przeniesienie się do świata książki. Przyznaję, że momentami Edward trochę mnie irytował, bo tak bardzo chciałam żeby się pocałowali, ale on cały czas ją odtrącał. Z niewiadomych mi powodów moją ulubioną postacią wcale nie jest Edward czy Bella, ale Rosalie, choć w książce jest jej tak mało to bardzo, bardzo lubię jej temperament. Moja wyobraźnia była najbardziej pobudzona, gdy byłam w połowie książki i zastanawiałam się co by było gdyby… Ach, który czytelnik nie marzy o tym aby dowiedzieć się co by było gdyby bohaterka postąpiła tak czy inaczej. Stephanie pisze barwnie i niezwykle lekko. Jej pióro czyta się szybko i przyjemnie, działa stymulująco na wyobraźnię, o której wspominałam już wyżej.
Nie martw się, już niedługo wrócę, żebyś za bardzo się nie stęskniła.
Zaopiekuj się moim sercem - Zostawiłem je przy Tobie.
Z racji tego, że miałam egzemplarz „Zmierzchu” połączony z „Życiem i śmiercią. Zmierzch opowiedziany na nowo” to recenzja będzie dłuższa. Od razu po skończeniu pierwszej części opowieści o Edwardzie i Belli wzięłam się za drugą stronę i przyznaję, że czytanie na początku szło mi mozolnie, ponieważ było wręcz przepisane ze „Zmierzchu” , ale potem zaczęły się zmiany. Wyjaśniono sprawę Volturi, o których nawet nie wspomniano w pierwszej części serii, ale także zmienił się bieg wydarzeń, muszę przyznać, że byłam wielce zaskoczona takim obrotem spraw, niemniej jednak tak średnio mi się podobało. Jednak bardziej podobał mi się „Zmierzch”, ta doza tajemniczości z całą pewnością wyjdzie nam lepiej niż zbyt wiele informacji.
Ci nocni mecenasi sztuki, o których ci opowiadałam? Nazywają się Volturi i są... jakby tu ich określić... czymś w rodzaju policji w naszym świecie.
Reasumując,
Od zawsze uwielbiałam romantyczne powieści, a jak dochodzą do tego postacie nadnaturalne to jestem w niebie, lekkie pióro autorki to ogromny plus, który tylko skłania po jej kolejne dzieła. Historia Belli i Edwarda oraz Beau i Edythe była naprawdę ciekawa i wciągająca, taka powieść, a raczej dwie są idealne na pierwsze wiosenne dni. Stephanie Meyer ma u mnie ogromny plus za wykreowanie tak fantazyjnego i tajemniczego świata, do jakiego wprowadza nas „Zmierzch”, a barwne i ciekawe postacie sprowadzają się do ogromnego sukcesu, który już odniosła. Żałuję, że nie sięgnęłam po to wcześniej, bo przyznaję, iż Bella i Edward zapadli mi głęboko w pamięć i naznaczyli piętnem fana. Tak więc polecam i bardzo bym się ucieszyła, gdybyście zostawili parę komentarzy.
Przynajmniej miałem oddać życie za kogoś innego, za kogoś, kogo kochałem. To bez wątpienia dobra śmierć. Szlachetna. Znacząca.
Pozdrawiam, Sara ❤