W maju tego roku minęło dokładnie 20 lat od chwili, w której zostałam wielbicielką Elvisa Presleya. Z tej też okazji postanowiłam powrócić do swoich pierwszych biografii tego muzyka. Jedną z nich jest zakupiona u schyłku lat 90-tych książka autorstwa Leszka C. Strzeszewskiego. Pamiętam, że pierwszy raz znalazłam ją w bibliotece, przeczytałam "od deski do deski" w kilka godzin i ogromnie żałowałam, że muszę się z nią pożegnać. Wszystkim wiadomo, że ponad dekadę temu rzeczywistość wyglądała trochę inaczej. Nie wiedziałam nic o aukcjach internetowych, czy forach, na których mogłabym pytać o sposoby zdobycia książki. Nie miałam nawet komputera. Musiały mi wystarczyć rzeszowskie antykwariaty. Pewnego dnia w jednym z nich zobaczyłam ją na półce. Moja radość była ogromna, tym bardziej, że zapłaciłam za nią śmieszną kwotę 3 złotych. Teraz miałam już "Elvisa" na własność. Mogłam z dumą prezentować książkę na swoim biurku (obok innych zdobyczy) i w każdej chwili do niej zaglądać.
Opowieść o Królu rock and rolla autor rozpoczyna od krótkiego opisu sytuacji, jaka panowała na południu USA w czasach młodości rodziców Elvisa, Vernona Presleya i Gladys Love Smith. Pobrali się oni w 1933, a dwa lata później, 8 stycznia 1935 r. w Tupelo (Missisipi), Gladys urodziła bliźnięta. Pierwszy z chłopców, Jesse Garon, nie przeżył. Drugi, Elvis Aaron, stał się oczkiem w głowie ciężko pracujących rodziców. W kilkanaście lat później cała rodzina przeprowadziła się do Memphis (Tennessee), w którym w 1953 r. Elvis nagrał pierwszą płytę. Jego kariera potoczyła się błyskawicznie i wkrótce stał się bożyszczem tłumów.
Nie będę tu przytaczać całego życiorysu Presleya, bo nie w tym rzecz. Chciałam napisać coś więcej o samej książce. Jej ogromnym atutem jest na pewno przystępny język. Jest w niej też spora ilość zdjęć, niezbyt dobrej jakości, jednak dla Polaków w połowie lat 80-tych (kiedy to została wydana) były one zapewne na miarę złota. Po opisaniu życia Króla, autor zapoznaje czytelnika z jego dyskografią oraz filmografią. W przedinternetowej dobie dostęp do szczegółowej listy wydanych płyt, czy informacji na temat filmów, w których grał Elvis był nieporównywalnie trudniejszy. Książka Leszka C. Strzeszewskiego była więc (a zresztą nadal jest) moim prawdziwym skarbem. Ciekawym pomysłem było też zamieszczenie na tylnej stronie okładki danych (takich, jak np. wzrost, waga, kolor oczu, włosów, hobby, wykształcenie, najbardziej ceniona zaleta) pochodzących z wywiadu udzielonego przez Elvisa w 1968 r.
Oczywiście autorowi zdarzają się drobne potknięcia ale nie przywiązuję do nich zbyt dużej wagi. Przykładem może być informacja o tym, że pierwsze dwie piosenki nagrał na urodziny swojej matki (Gladys obchodziła je 25 kwietnia, a piosenki Elvisa zarejestrowane zostały 18 lipca 1953 r.). Wersja ta jest obecnie uważana za mało prawdopodobną. Inną nieścisłością, którą wyłapałam, było poinformowanie czytelników o śmierci Sama Phillipsa (odkrywcy Elvisa) w 1968. W rzeczywistości zmarł on dopiero w 2003 r. W 1968 r. odszedł z tego świata Dewey Phillips, pierwszy dj, który na falach radiowych nadał piosenki Presleya. Nie będę tu wnikać w szczegóły, bo pewnie dla większości osób te błędy nie będą dostrzegalne (choćby to, że Gladys Presley zmarła w wieku 46 lat, a nie 42, jak podaje autor - zresztą z tym błędem spotkałam się w kilku tekstach na temat Króla). Na takie sprawy zwracają uwagę dopiero pasjonaci i nie uważam tego za dużą wadę książki (tym bardziej, że napisana została w czasach, gdy dostęp do pewnych informacji był ograniczony).
Będzie to dobra pozycja dla początkujących fanów, jak i tych już bardziej zaawansowanych. Dla wielbicieli jest to moim zdaniem pozycja obowiązkowa, napisana przez Polaka dla Polaków, odgrodzonych w tamtych czasach od Zachodu żelazną kurtyną. Jeśli zaś chodzi o osoby na co dzień nie interesujące się tym muzykiem, mogą się one z niej dowiedzieć wielu ciekawostek na temat zmarłego w 1977 r. gwiazdora.
Leszek C. Strzeszewski, "Elvis", Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków 1986