To nie był czas na wielkie dzieło imigranckie. Był 1934 rok, pełen rozgardiaszu, karier i upadków, kryzysu i tego co po nim, amerykańskich przeciwstawności. Aż przyszedł rok 1964, drugie wydanie i sukces. Ogromny, zasłużony. Dziś jedyne wielkie dzieło Henry'ego Rotha ma piękne wydanie w serii Cymelia, "przybliżającej kultowe dzieła literatury światowej: te niesłusznie zapomniane(...) i te, które nigdy nie doczekały się przekładu na język polski."
Nie akcja buduje tę powieść ale spostrzeżenia. Wspaniałe opisy i błahe codzienności, rodzinne utarczki i dziecięce zabawy, żydowskie wykrzykniki i wrażliwość, która spada z wysoka na nowojorski bruk. To Dawid, siedmiolatek z biednej dzielnicy, rwanymi zdaniami, wołaniem nadopiekuńczej matki i strachem przed srogim ojcem, otwiera szeroko nasze oczy na tamte czasy i rzeczywistość. Rozszarpany pomiędzy chorobliwą czułością a twardą ręką, miedzy jazgotem ciotki i przedwczesnymi seksualnymi doświadczeniami, lamentuje i ucieka do tego, co da mu komfort bycia zauważonym. I to właściwie cała historia zamknięta na 570 stronach. Mało zmian, jeszcze mniej opowieści ale jaka pyszna, zmienna forma i jaka uczciwa prostota doświadczeń.
Henry Roth opisuje piórem dojrzałego talentu a opowiada ustami dziecka. Czasem cedzi powtarzalne, dziecięce bzdurki przez kilka stron, czasem opisuje myśli postaci wielozadaniowym obrazami. Można się znudzić a potem zdziwić. Można odłożyć a potem się nie oderwać.
Nie jest to powieść prowadzona równym tempem, bo taka właśnie musi być. Od przyjazdu do Ameryki jest bowiem życie Dawida niczym nierówny bruk. Szturchany przez rówieśników i rabina, bity przez ojca, przytulany przez matkę, walczy z byciem popychadłem nie umiejąc puścić rąbka matczynej spódnicy. Pokraka i zdolny uczeń chadoru, więzień wyobraźni i czekający jak szczeniak na pogłaskanie poszukiwacz bliskości innych dzieci. Dziecko i obserwator, ofiara i żebrak miłości, niechciany i chciany za bardzo - kołowrotek dorastania w świecie dorosłych, których nie rozumie, w kraju, którego nie rozumie jeszcze bardziej.
Są tutaj poszatkowane myślami, rozbiegane dni i porachunki ze starego świata. Jest plotka, która może mieć w sobie samą prawdę i długi język karykaturalnej ciotki. Jest obraz mniejszości, karcianych baronów i śliskich irlandzkich panienek. Są żydowskie wartości, katolickie odkrycia i pomieszane doświadczenia, z których zawsze wynika załamywanie rąk. I jest fenomenalna scena awantury. Tak drapieżną i prostacką, wybitną pyskówkę znałam dotąd tylko z "Boga mordu" Yasminy Rezy (świetna adaptacja "Rzeź" Polańskiego!), teraz mam je dwie. I jeszcze jedno, bliskie finału zmieszanie dziecięcych, ulotnych wyobrażeń z wulgarną, uliczną Ameryką (należą się gromkie brawa dla Wacława Niepokólczyckiego za przekład!).
Może nie dzieje się wiele, może to tylko sen dziecka o normalności w kompletnie pozbawionym sensu, nowojorskim świecie imigrantów i rodzinnych wojenek. Ale gdy się wyjdzie z tej opowieści, ciągnie się ona za nami rytmicznymi bijatykami, piskiem dziewcząt, cichą matką i głośnym ojcem. I jeszcze błyskiem szyn, który zapewni uśmiech przez sen, przez ten brutalny, niedbały o subtelnego chłopca amerykański sen.
Pani_Ka Czyta
Ambitna literatura, piękna, nierówna, niepokorna. Jak to dobrze, że są Książkowe Klimaty i Arrage.pl.