Każda powieść ma swoją tajemnicę, sekret powstania, źródło inspiracji, sekret takiego, a nie innego powiązania wątków. Nie inaczej jest w najnowszej powieści Katarzyny Enerlich Studnia bez dnia. Już sam tytuł budzi sprzeciw: jak to bez dnia? Powinno być bez dna przecież… To jakaś pomyłka czy celowy zabieg? By się tego dowiedzieć otwieramy zatem książkę, a tam wita nas Annuszka, która „już rozlała olej słonecznikowy… Rozlewa go codziennie i po tysiąckroć, we wszystkich miejscach na świecie. Ktoś przecież musi się z kimś spotkać lub rozstać, ktoś musi umrzeć lub zmartwychwstać. Każdy potyka się o własną nieuchronność.” Annuszka to bohaterka z Mistrza i Małgorzaty Bułhakowa, postać epizodyczna, za to niezmiernie złośliwa, zwana też Gangreną, bo gdzie się pojawiła, przynosiła ze sobą konflikty i kłótnie. Nie inaczej jest tutaj: Annuszka rozlewa swój olej – wykolejają się trzy tramwaje, są ranni, w szpitalu umiera kierowca samochodu zgniecionego przez nie. Tymczasem toruński rzeźbiarz Tadeusz Zawiejski wybiera czerwony kordonek i nici chirurgiczne, by przyszyć nimi świeżo odkryte kości samego Mikołaja Kopernika przed uroczystym pochówkiem. Jak te dwa odległe wydawać by się mogło zdarzenia zostaną ze sobą powiązane?
Złośliwość Annuszki nie ma granic: Marcelina, główna bohaterka powieści poddaje się „temu, co nieuchronne, jednym banalnym i niemal niezauważalnym gestem, czyli naciśnięciem zielonej słuchawki w telefonie komórkowym. Najpierw jednak telefon skocznie zadzwonił kultowym dzwonkiem nokii. Kobieta zobaczyła na wyświetlaczu, że to Mąż. Ucieszyła się, że dzwoni, bo w domu nagle zabrakło (omen nomen) oleju i chciała poprosić, by dopisał go do listy zakupów, którą dała mu dziś rano.” Dzwoni Mąż, ale nie do niej, jak się po chwili okazuje. To sam aparat wybrał jej numer, a ona przypadkowo słyszy, co robi jej Mąż. I z kim. Z kochanką. Kobieta słyszy jak jej ukochany dotąd mężczyzna uprawia miłość z inną kobietą, a potem ubiera się, wsiada do samochodu, by wrócić do domu i… ginie w wypadku. W ciągu kilku minut Marcelina traci Męża i miłość. „Nieuchronność zdarzeń, jaka go dosięgła, wydawała się być drwiną z losu. Stało się to akurat w momencie, kiedy się zakochał ponownie i chciał rozpocząć nowe życie z nową kobietą. Może gdyby jego śmierć przypadła na inny moment, Marcelina bardziej dosłownie obnosiłaby się z żałobą? W tej jednak sytuacji tłumiła ją w sobie i starała się do niej nie przyznawać.”
Niezwykły splot okoliczności sprawia, że kobieta podejmuje pracę u toruńskiego rzeźbiarza, zmienia mieszkanie, by móc utrzymywać się teraz samotnie, co więcej – zaczyna spędzać coraz więcej czasu z Natalią Anną, byłą kochanką Męża. Początkowo łączy ich nienawiść, a potem wspólna miłość do „wspólnego” mężczyzny. „Gdyby w najwcześniejszym dzieciństwie ktoś nauczył Marcelinę, że w dorosłości można kochać dwóch mężczyzn lub dwie kobiety jednocześnie, być może pojawienie się w życiu Męża Natalii Anny przyjęłaby z aprobatą? Może cała ta kwestia wierności i monogamii jest jedynie konsekwencją norm i reguł, które nam się wpaja? Piękny byłby świat, w którym nie byłoby bolesności zdrady, a do zwielokrotnionej miłości podchodzilibyśmy jak do sytuacji zupełnie normalnej.” Zdarzenia, w których bohaterka bierze udział pozwalają jej zmienić nie tylko swoje życie, ale i światopogląd. „Po tych wszystkich doświadczeniach Marcelina patrzyła już inaczej na kwestię zdrady małżeńskiej. Skłonna była nawet nie nazywać tego zdradą, lecz formą wolności. Natalia Anna, kochanka jej męża, stała się również jej kochanką. Mentalną, emocjonalną. Osobą bardzo Marcelinie bliską. Wiedziała, że teraz wybaczyłaby tym dwojgu wszystko…”
Marcelina zaprzyjaźnia się także ze swoją nową sąsiadką, starszą panią, która ucierpiała w tym samym wypadku, co jej Mąż, a przy tym jest przewodniczką po Toruniu, skarbnicą wiedzy o historii miasta. Zresztą sam Toruń jest wyjątkowym bohaterem. Z opowieści Anny dowiadujemy się wiele o jego dziejach i legendach, a przede wszystkim o tajemniczych studniach bez dnia, które tak nas zaintrygowały w tytule. Okazuje się bowiem, że ulica, na której znajduje się pracownia Tadeusza Zawiejskiego zbudowana została na średniowiecznych studniach. Nie zagląda już do nich słońce, a więc są studniami bez dnia, jedna z nich odegra jednak znaczącą rolę w fabule powieści.
Marcelina zaczyna sprzedawać pamiątki turystom (pieski, żabki i flisaki), a także pomagać w pracowni rzeźbiarza. Wkrótce zaczynają się tam dziać niewyjaśnione rzeczy: nagle gaśnie światło, przedmioty zmieniają swoje położenie, a wszystkiemu towarzyszy zapach świeżych ogórków. Tak zaczyna się chyba największa przygoda jej życia. Odkrywa na nowo siebie, próbując ułożyć sobie życie w oparciu o samotność, która pozwala widzieć i słyszeć więcej wokół. Chyba dzięki temu Marcelina rozgląda się uważniej, więcej spraw zaczyna ją interesować, przestaje się skupiać jedynie na sobie i „swojej drugiej połowie”, co zawęża pole widzenia, ponieważ postrzega się wszystko jedynie przez pryzmat drugiej osoby, tego, jak ona to będzie odczuwać. Bohaterka coraz więcej czyta o mieście, które było dla niej tylko miejscem zamieszkania, jako że pochodzi z Mazur, skąd przyjechała za miłością jej życia do Torunia. Tymczasem jak się okazuje historia miasta zaczyna jej dotyczyć w coraz większym stopniu. Zasłyszana od przyjaciółki przewodniczki legenda o pierścieniu kupca Martinusa Teschnera, który ofiarował swojej zamężnej kochance, staje się faktem, gdy przypadkiem Marcelina odnajduje na dnie studni w pracowni rzeźbiarza ów niezwykły klejnot. Jak głosi legenda: „miał podługowaty kształt, a drobne spirale podtrzymywały ponadcentymetrowy, niezwykle wartościowy, najpiękniejszy w Europie rubin, wydobyty prawdopodobnie w Górach Izerskich.” Teraz wypadki nabierają tempa. Pierścień jest bezcenny, wiele osób chciałoby go zdobyć. Co więcej, istnieje podejrzenie, że kości, z którymi został odnaleziony mogą być skażone i Marcelinie grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Jej nowa przyjaciółka, kochanka jej Męża umiera na wylew. Marcelinę napadają nieznani sprawcy, wieloletni pracodawca próbuje ją uwieść, by zdobyć pierścień.
Fabuła zagęszcza się, wypadki stają się nieuchronne, momentami zaczynamy się obawiać o dalsze losy bohaterki. A jednak nie jest to powierzchowna powieść przygodowa o poszukiwaniu skarbów, jest czymś więcej – mądrą książką o życiu, czasem dziwnych zakrętach losu, przebaczeniu i miłości. Fikcyjne zdarzenia przeplatają się z autentycznymi, udokumentowanymi dodatkowo zdjęciami umieszczonymi w książce. Wiemy, że inspiracją dla autorki był czytany przez nią blog o losach Marceliny, a także liczne rozmowy z toruńskim rzeźbiarzem, Tadeuszem Porębskim. Wszystko to tworzy niezwykłą mieszankę prawdy i fikcji.
Studnia bez dnia jest książką, w której przeszłość splata się z teraźniejszością wpływając w znaczącym stopniu na przyszłość. Powieścią o nieuchronności losu i umiejętności godzenia się z nim, życiu w równowadze i cieszeniu się tym, co mamy najcenniejszego – życiem właśnie.
Katarzyna Krzan