Uważacie, że warto dawać drugą szansę ?
Martyna Keller rozkochała mnie w swojej twórczości dylogią o parze kłamców. A teraz bezgranicznie oczarowała nawiązującą do niej, dylogią Artist. Co prawda można obie historie czytać niezależnie ale… Jeśli ich nie znacie, polecam poznać obie i zacząć od Lies. Warto.
Rhodes Covington postawił szczęście Dream ponad swoim, uznał, że ich związek może zniszczyć jej życie, rzucić cień na przyszłość, która dla tak utalentowanej artystki jest obiecująca. Zdecydował za nich, że lepiej to skończyć. Ale nie przewidział, że ta decyzja tylko bardziej skrzywdzi ich oboje.
Teraz, po dwóch latach już wie, że nie potrafi bez niej żyć, że ta młoda i upierdliwa zołza, nie tylko zaszła mu za skórę ale też zajęła na stałe miejsce w jego sercu. Jedyne czego pragnie to ją odzyskać ale… czy ma szansę na przebaczenie ?
Cóż, nie będzie łatwo. Dream to uparte i pamiętliwe stworzenie i nie chce więcej widzieć na oczy starego dyrektora. W końcu : “co z oczu to z serca” i dziewczyna wierzy, że w końcu uda jej się o nim zapomnieć. Próbuje to zrobić skupiając się na sztuce - swojej pasji i na pikantnych liścikach z tajemniczym klientem… Nie wie jednak, że tak naprawdę Rhodes nie zniknął z jej życia, wciąż nad nią czuwa, wciąż obserwuje. I ich drogi zejdą się ponownie pod dachem akademii, lecz tym razem już nie będzie jego uczennicą.
Piękna książka, cudowna dylogia i niezmiernie żal mi rozstawać się z bohaterami i z Bronksem. Choć niezaprzeczalnie autorka zadbała tu o to byśmy otrzymali ogromną dawkę emocji, wspomnień, zaliczając pewnego rodzaju powrót do losów Willarda i Marigold. Martyna pokazuje, że mimo upływu ponad 30 lat, strata jakiej doznali Covingtonowie, wciąż wywołuje ból i … nie sposób go nie odczuwać wraz z nimi. Goldie była dla Rhodesa matką, której nigdy nie poznał, kobietą - ideałem, za którym zawsze będzie tęsknił. A Bronks odcisnął na nim swoje piętno, przez które wciąż walczy z własnymi demonami. Czy przez nie nie będzie w stanie stworzyć szczęśliwego związku z Dream ?
Ta książka naprzemiennie bawiła mnie do łez i wywoływała łzy wzruszenia. Uwielbiam to jak Dream nie przepuszczała żadnej okazji by dogryźć “podstarzałemu” dyrektorowi. Ich wzajemne złośliwości są po prostu fenomenalne ale… Jednak przyznam, że dosłownie wyłam ze śmiechu podczas spotkania Rhodes’a z …teściem.
I tu mamy taką huśtawkę, bo chwile po takich radosnych momentach, zaliczałam albo namiętne, albo poruszające, czy wręcz przygnębiające sceny. Nie ma nudy, nie ma schematu w tej książce, każdy rozdział czymś zaskakuje i wciąga. Co prawda miałam żal do Dream, że tak trudno jej było zaakceptować i zrozumieć sekret jaki skrywał Rhodes ale… Chyba miłość wszystko wybaczy ? No oby bo tych dwoje zasługuje na szczęście.
I nie tylko Covingtona zazdroszczę Dream. Skromny aczkolwiek istotny wątek jej relacji z bratem mnie ujął. Chciałabym mieć takiego troskliwego brata, ich więź jest wyjątkowo silna.
Będę wspominać obie dylogie z sentymentem. Co prawda Artist nie doprowadziła mnie do załamania nerwowego jak Lies ale też ma moc, też ma w sobie to “coś” i nie sposób jej nie pokochać.
Jeszcze raz polecam, nie przepuśćcie okazji do przeczytania czegoś tak niesamowitego. Dziękuję za egzemplarz do recenzji.