Książki o wampirach zdominowały rynek księgarski. Jak to się mówi ilość nie znaczy zawsze jakość. Sam trzymam się od takich książek z daleka, ale "Blask księżyca" zmienił diametralnie moje poglądy pomimo kilku mankamentów.
Na początku powieści poznajemy Kaylę, nastolatkę, która straciła rodziców w lesie po tym, jak myśliwi ujrzeli wilki i strzelili do nich. I tak kilka lat później Kayla wyrusza do tego lasu w parku narodowym, aby pokonać swoje lęki. Spotyka tam Lucasa. Zgadywać nie musicie, że jest jednym wielkim chodzącym "seksem" z seksownym uśmiechem i ogromną ilością mięśni, które kryje pod swoją idealnie dopasowaną koszulką. Główna bohaterka niejednokrotnie wspomina o tym uśmiechu, który niby ją tak zafascynował. Dodatkowo jest niezwykle tajemniczy i szybko biega. Normalnie skóra ściągnięta jakby z wampira.
Do tego dołącza się do nich kilkoro przewodników i drużyna doktora Keana, który próbuje odnaleźć w tymże lesie dowody na istnienie istot, które mogą się zmieniać się z człowieka w wilka.
Książka nie miałaby sensu, gdyby nie pojawił się jakiś rywal Lucasa, który oczywiście flirtuje z Kaylą. Kayla nawet na początku sama do tego prowadzi, aby Lucas zaczął być zazdrosny o tego całego Mike'a. Ta fałszywa miłość zmienia się szybko po wydarzeniach, w których bierze udział nasz Mike. Okazuje się, że Keane chce złapać jakiegoś zmiennokształtnego, czyli tego człowieka, która się zmienia w wilka, aby móc zrobić dokładniejsze badania. Wykorzystuje do tego nieświadomą niczemu Kaylę i atakuje ją (Mike, oczywiście) tj. zaczyna obmacywać i całować tylko tak dla pokazu, aby przywołać tego wilka o zmiennym kolorze sierści. Nie opowiedziałem o tym jeszcze, ale ten wilk był tak jakby opiekunem Kayli i bronił ją w trudnych momentach na przykład, kiedy niedźwiedź ją zaatakował. Przybiegł i złapali go w klatkę.
Wydarzenia toczą się potem bardzo szybko i dochodzi do przysłowiowego happy endu, a Kayla dowiaduje się wielu nowych rzeczy o sobie i o swoich rodzicach.
Co do książki od strony technicznej nie byłbym taki zadowolony z efektu. Autorka stworzyła kolejnego "superboga", którego skonfrontowała z jakimś zwykłym osiłkiem, który na końcu i tak będzie przegrany. W "Zmierzchu" było zresztą podobnie. Kolejny fan sag o wampirach mógłby się spodziewać kolejnej książce o gryzieniu i jadzie, który trzeba wyssać, a tu było o wilkach. Sama przemiana człowieka nie była tak straszna , jak była zapowiadana. Ja bym to nazwał "padaczką", bo bohaterka cała się trzęsła, po tym jak powiedziała do Lucasa, że go kocha. Książka była bardzo przewidywalna. Sytuacja z niedźwiedziem była dużym zaskoczeniem dla mnie, bo wilk uratował Kaylę, a nie sam gromowładny Lucas. Później okazało się, ze to był on, więc ten, kto by dobrze się zastanowił, zgadłby wcześniej. Walka Lucasa z dawnym przywódcem stada była dramatycznie opisana, że niby Lucas ma umrzeć z powodu ran, ale tak wyszły z tego nici, bo kto by został z Kaylą, która może umrzeć (całkowity nonsens, bo jak można umrzeć od drgającego ciała?)