Najnowsza książka Stephena Kinga pozwala nam poznać zbrodniarza już w czasie czytania pierwszych stron, a więc to nie wątek kryminalny, ale raczej psychologiczny odgrywa tutaj główną rolę. „Znalezione nie kradzione” łączy się z „Panem Mercedes” w sposób nienarzucający się i bardzo delikatny. Tak naprawdę tym łącznikiem jest postać podstarzałego policjanta Billa Hodges'a, który zmienił się w kolejnym tomie. Przeszedł na emeryturę, pracuje na własną rękę w firmie detektywistycznej, zmienił nawyki zdrowotne i żywieniowe, ale jednocześnie sporo w jego charakterze zostało z tamtego policjanta, którego poznaliśmy w pierwszej części cyklu. W „Znalezione nie kradzione” Bill współpracuje z poznaną wcześniej Holly Gibney i Jerome'm Robinsonem. Ta trójka daje nam poczucie bezpieczeństwa, że zawsze obok znajduje się ktoś na straży sprawiedliwości.
Psychologia, psychologia, a właściwie thriller psychologiczny od początku do końca, w którym przysłowiowe „flaki i krew” pojawiają się dopiero od 300 strony wzwyż. Stephen King praktycznie rok w rok daje nam możliwość przeczytania nowości, która wyszła spod jego pióra, ale nieprzerwanie jest w stanie zapewnić swoim czytelnikom większą lub mniejszą dawkę rozrywki. To wielki sukces pisarza. „Znalezione nie kradzione” to książka o książkach, czyli coś wprost idealnego dla każdego mola książkowego. Jest to misternie ułożona intryga i lektura, która pokazuje jak zainteresowanie literaturą przeradza się w chory fanatyzm.
Wspomniany Peter Saubers, któremu po latach grozi wielkie niebezpieczeństwo ze względu na odkrycie kufra z pieniędzmi i utworami Rothsteina jest dzieckiem jednej z ofiar Pana Mercedesa. Gdzieś ten pierwszy tom subtelnie wplata się w fabułę „Znalezione nie kradzione” nie tylko w treści, ale i na okładce. Nie ma już na niej mnóstwa parasoli, jak to było w przypadku „Pana Mercedesa”, ale ten jeden jedyny najlepiej uzmysławia nam, że ta historia miała już swój początek, a „Znalezione nie kradzione” jest jej rozwinięciem.
Naczytałam się wielu rozbieżnych opinii na temat tej książki. Stephen King zawsze budzi skrajne emocje. Jedni uwielbiają go, cokolwiek by nie napisał, a inni wręcz przeciwnie starają się u niego dopatrywać spadku pisarskiej formy, głównie ze względu na wiek i presję po tylu opublikowanych utworach. Ja w pełni subiektywnie stwierdzam, że „Znalezione nie kradzione” to bardzo dobra książka, ale „Pan Mercedes” i postać Brady'ego Hartsfielda, który kradzionym mercedesem dokonał masakry pod City Center dużo bardziej mnie zaintrygowała, przestraszyła, wciągnęła i generalnie brakowało mi tej osoby w drugim tomie.
Liczę na to, że podsumowanie całej historii, czyli trzeci tom cyklu „Bill Hodges” okaże się najlepszą książką ze wszystkich i będzie brakującym elementem układanki, na który czeka każdy fan Stephena Kinga. Mam nadzieję, że wszystkie „smaki i aromaty”, których mogliśmy spróbować w „Panie Mercedesie” i „Znalezione nie kradzione” wzajemnie się przenikną i uzupełnią, a rozwiązanie historii zaskoczy niejednego czytelnika.