Ta potężna autobiografia wybitnego literaturoznawcy i językoznawcy, napisana pięknym językiem, przedstawia jego życie, jako pasmo obcości, odtrąceń, bycia osobnym, bycia innym. Zaczyna się od tego, że urodzony w 1934 r., był jedynakiem pochodzącym z rodziny żydowskiej. W czasie wojny trafił wraz z rodziną do getta warszawskiego, skąd cudem się uratowali. A potem, po ucieczce na aryjską stronę, musiał się ukrywać, zmieniać miejsce pobytu, doszło nawet do tego, że kilka dni spędził z matką w kopcu na kartofle. Jak sam pisze dominujące wtedy były dwa uczucia: strachu i otępienia. To prawdopodobnie wtedy zaczęła się jego klaustrofobia.
Oddaje Głowiński cześć siostrom zakonnym, dzięki którym przeżył zagładę, przechowały jego i dziesiątki innych dzieci w klasztorze. Ale samotność, strach, poczucie obcości i odosobnienia pozostały na całe życie. Jak pisze: „Holokaust można było przeżyć, jeśli się miało dużo szczęścia, do kresu dni swych jednak wyjść z niego nie można, nie można się od niego wyzwolić, jest niezapomniany, wciąż w postaci takiej lub innej traumy powraca.”
No, a potem uświadomił sobie swój homoseksualizm, którego się wstydził, ukrywał, i który pogłębił jego samotność. Dość powiedzieć, że nie miał nikogo, komu mógłby się zwierzyć ze swoich problemów, uprawiał zatem autoterapię, czyli pisał notatki, dzienniki itp., tylko dla własnego użytku. Bardzo to smutne.
Mamy w książce pewien kontrast, z jednej strony niezwykle udana kariera zawodowa Głowińskiego, wiele książek, doktoraty honoris causa, m.in. Uniwersytetu Jagiellońskiego. Z drugiej strony nieudane życie osobiste, skrywana orientacja seksualna, w tym czasie coming outy były nie do pomyślenia. Typowy cytat: „mój świat osobisty w drugiej połowie lat pięćdziesiątych i początkowych sześćdziesiątych był całkowicie pusty, nie skłamię, gdy wyznam, że go nie było.”
Pod koniec książka staje się mniej ciekawa, zwłaszcza gdy pisze o swojej karierze zawodowej, ale to też bardzo ciekawe źródło informacji o życiu w PRL-u, autor przypomina np. słowo 'nadmetraż' obecnie zapomniane, kiedyś ważne.
Zacząłem słuchać książki w formie audiobooka w dobrym wykonaniu Jacka Kissa, ale dłużyzny drugiej części zmusiły mnie do sięgnięcia do wersji papierowej, wypożyczonej z biblioteki.
Należy podziwiać odwagę autora, jego bezlitośnie szczere opisanie własnego życia, niewielu na to stać, i to może największy walor tej autobiografii.