Kiedy książka rozczarowuje pierwszymi stronami to brniecie w nią dalej czy porzucacie? Cieszę się, że ja mam w zwyczaju kończyć to co zaczęłam.
Siostry z Szanghaju nie są łatwą lekturą, nie czyta się jej lekko i przyjemnie, powiedziałabym wręcz, że jest dość męcząca. Składa się z krótkich zdań, mnóstwa informacji, sporej liczby szczegółów, przeskakiwania od wydarzenia do wydarzenia i częstego cofanie się w czasie. Nie brzmi to jak coś przyjemnego, dlatego bardzo długo zajęło mi przeczytanie pierwszej połowy, która i tak mimo tych wszystkich minusów rozczarowała również przedstawioną treścią.
Na początku książki dostajemy opisane losy mężczyzn powiązanych z siostrami Soong, będących jednocześnie ważnymi osobowościami w Chinach, o samych kobietach jest bardzo niewiele, stanowią bardziej dodatek do sytuacji politycznej i innych bohaterów. Z tego powodu odczułam ogromny zawód, bo to właśnie one skłoniły mnie do lektury. Jednak mimo tak niewielkiego czasu, jaki został im poświęcony, wywarły na mnie ogromne wrażenie, zwłaszcza starsza siostra, o której w tej książce, jak się później okazało, było zdecydowanie najmniej. Jednak kiedy autorka dosadniej nakreśliła już obraz sytuacji w jakiej znalazły się siostry, to wówczas skupiła się na nich, ale największą uwagę poświęciła młodszym siostrom, a o Ei-ling pojawiały się wzmianki w trakcie rozdziałów poświęconym Ching-ling oraz May-ling.
Każda z sióstr była inna, każda z nich była wyjątkowa, nie zawsze się ze sobą zgadzały, ale mimo wszystko, sporo je łączyło. Każda z nich jest inspirująca. Byłam pod ogromnym wrażeniem ich inteligencji, bystrości, poświęcenia i lojalności wobec swoich przekonań. Najbardziej zafascynowała mnie najstarsza siostra Ei-ling i to właśnie wobec jej charakteru mam największy podziw. To ona stała za każdym sukcesem, to ona potrafiła samodzielnie osiągnąć zamierzony cel, to ona była tak istotną osobą w całej historii rodziny Soong. Bardzo się cieszę, że poznałam historię tych kobiet i wszystkim jak najbardziej to polecam.
Jednak ta książka nie znajdzie się w gronie moich ulubionych, znacznie bardziej wolę przyswajać wiedzę w lżejszy sposób, ale nie mogę ukryć, że było tu naprawdę dużo informacji, dla osób chcących pogłębić wiedzę historyczną i polityczną to zapewne będzie perła, dlatego nie żałuję lektury i jej nie rozradzam, ale ostrzegam - to nie była moja bajka, przypominała mi bardziej podejście podręcznikowe (duzo nazwisk, wydarzeń, chaos, przekoki i częsty brak płynności), które wymaga dużego skupienia, więc jeśli ktoś się tego nie boi - zachęcam, bo jest dobrym źródłem wiedzy, bogatym w bibliografię. I mimo wszystko czuję się zachęcona do sięgniecia po biografię Mao Zedonga autorstwa właśnie Jung Chang.
Ode mnie zaledwie 5.5/10.
Dziękuję wydawnictwu za egzemplarz.