"Całkiem udany mix kryminału i powieści obyczajowej" - tak napisałbym o tej książce, gdyby ktoś kazał mi całą moją opinię o niej zawrzeć w nie więcej niż siedmiu słowach :) Tak, nie da się ukryć, że właśnie przenikanie się tych dwóch elementów to najbardziej rzucająca się w oczy cecha "Studentki"*. Autorzy byli wręcz na tyle mili, że całkowicie rozdzielili te dwa elementy fabuły :) Mamy więc część "Potem", kryminalną, przedstawiającą bardzo klasyczne śledztwo w sprawie morderstwa (jedynym elementem nieco nieklasycznym w nim jest to, że początkowo wszystko zdaje się wskazywać na samobójstwo, zaś sceny z życia prywatnego naszej dzielnej policjantki zostały zredukowane do minimum) i część "Przedtem", obyczajową pokazującą jak do morderstwa doszło, jakie były czysto obyczajowe właśnie perypetie grupki ludzi, którzy przewinęli się przez życie naszej martwej studentki w końcowym okresie jej życia. Taki podział może potencjalnie razić sztucznością, "ha, drodzy pisarze, nie potraficie połączyć obu elementów w strawną dla czytelnika całość, to dajecie je obok siebie", tu jednak nie razi. Wychodzi to naturalnie, znać techniczną sprawność parki doświadczonych przecież twórców.
Zazębianie się obu powieściowych segmentów wychodzi nieźle, acz bez fajerwerków. W jednej części pada informacja, że coś się stało, w drugiej widzimy później jak to się dzieje, może nawet troszkę (podkreślam: troszkę) inaczej niż sobie to wyobrażaliśmy. Czasem aż chce się westchnąć "Kurde, można było z tego przenikania się dwóch światów więcej wycisnąć", ale mam wrażenie, że autorzy od początku nastawiali się właśnie na niewyciskanie. To nie miała być trzymająca za mordę, supermocna, niesamowita powieść. Miało być przyjemnie i ciekawie, z pogranicza, z takiego idealnego pogranicza obyczajówki i kryminału. I jest :)
Konsekwentnie tak też jest poprowadzona zagadka kryminalna. Lekko, łatwo i przyjemnie, osoba mordercy nie jest dla nas szokiem, możemy się jej domyślić i po tym jak to zrobiliśmy mamy delikatną satysfakcję. Dokładnie tak jak z całą lekturą - bez fajerwerków, bez wyciskania wszystkiego, co się da, bez jakichś efektów łał, po prostu przyjemna lektura.
Wrócę jeszcze do tej dwupłaszczyznowość tekstu. Dwie sprawy: po pierwsze w trakcie lektury można w pewnym momencie odnieść wrażenie, że część obyczajowa, owo "Przedtem", dominuje, w jakimś sensie przygniata wręcz wątek kryminalny. Jest to jednak mylne wrażenie, cała końcówka powieści jest już kryminalna i wtedy fani tego typu literatury znajdują jednoznaczną satysfakcję. Po drugie zaś, cóż, daję gwiazdkę więcej za sposób, w jaki nie pokazano nam samego momentu śmierci ofiary. "Gwiazdka więcej za sposób w jaki czegoś nie pokazano", brzmi intrygująco, prawda? Może choćby dla tego elementu warto sięgnąć po książkę? :)
Skoro już zachęcam do lektury, to jeszcze jednak sprawa. Ktoś** już w jednej z recenzji napisał, że najmocniejszym punktem powieści było "ukazanie ludzkich słabości w bardzo oryginalny sposób". Uważam, że to naprawdę dobre sformułowanie. Jesteśmy cały czas z wykreowaną przez autorów grupą postaci (każdy rozdział rozpoczyna się od informacji, czyj punkt widzenia będziemy za moment mieli), jesteśmy naprawdę blisko ich, widzimy ich wady i rozumiemy je. Tak jak doskonale kojarzymy własne niedostatki charakteru i przyjmujemy za oczywistość to, że musimy z nimi żyć, tak też bardzo dobrze widzimy wady, słabości, życiowe upadki wykreowanych przez naszą autorską parkę bohaterów. Ci ludzie nie bronią siebie, nie szukają nijak usprawiedliwień, ale właśnie uważają za oczywiste, że z tymi cechami będą musieli dalej żyć, działać i walczyć o swoje. Banalność sytuacji w jakiej się znaleźli jeszcze to podkreśla i, paradoksalnie, ta banalność wychodzi na plus, bo pozwala nam tym lepiej obserwować postacie. Kolejny przejaw sprawności warsztatu Gerritsen i Bravera i kolejny duży plus dla tego tekstu.
Aha, jeszcze jedna sprawa. Bardzo rzadko piszę takie rzeczy w moich recenzjach, ale tym razem zrobię wyjątek. Otóż z kolei bardzo nie podoba mi się bardzo, w jaki sposób narrator zdaje się bronić Taryn, zwłaszcza pod koniec tekstu. Nie, jej nie da się obronić. Była złym, niepanującym nad sobą, podłym człowiekiem i tyle. Nie wiem po co te przemycane między wierszami elementy sympatii dla niej, serio.
Jakże liczne odwołania do kultury wplecione w tekst nieco sztucznie (jeden z bohaterów w pewnym momencie "poczuł się jak Józef K." :D ) a wnioski wyciągane przez powieściowych studentów w trakcie seminaryjnych dyskusji o literaturze (w pierwszym rzędzie tyczy to Taryn :) ) bywały czasem dziwne, ale oczywiście dobrze, że takie odwołania w powieści w ogóle są, na pewno wzbogacają tekst.
Z sześciu przeczytanych przeze mnie jak dotąd książek Gerritsen (wcześniej były "Grzesznik", "Sobowtór", "Autopsja", "Igrając z ogniem" i "Kształt nocy") ta była najlepsza. Z pomysłem (tak, sama intryga kryminalna nie trzymała za gardło, ale pomysł na nią jak najbardziej był), z dobrze wykreowanym klimatem i postaciami.
--------------------------------------------------------------
*Ten kto tak przetłumaczył, a właściwie napisał na nowo, tytuł tej powieści niech sczeźnie
**A nawet była to werka751 w recenzji na portalu nakanapie :)