"Jedynie pokaz miłości i rozpaczy z mojej strony mógł uczynić coś niewyobrażalnego akceptowalnym, moje łzy były potężniejsze niż jakiekolwiek związki krwi. Mogłam więc równie dobrze zacząć płakać już teraz. Nietrudno było wywołać łzy: za kilka godzin albo będę martwa, czy też będę tego pragnąć, albo zostanę najpotężniejszą kobietą Wszechrusi."
Niesamowita.
Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy jest o wyjątkowości kobiet, które potrafią walczyć o siebie, swoich bliskich i los, którego powodzenie wisi na włosku na równi z bezpieczeństwem. Nie od dziś wiadomo, jak kobiety były traktowane kilkaset lat wstecz. Zresztą, aż tak bardzo w przeszłość nie trzeba się cofać. To mężczyźni zawsze byli silniejsi, mieli władzę, a każde nieposłuszeństwo było srogo karane. Hipokryzja, która miała miejsce na przykładzie cara Wszechrusi i Katarzyny, wywołuje silne poczucie niesprawiedliwości.
"Wybór, czy być z nimi, czy z ich ojcem, zawsze był dla mnie trudny. Pomimo zaszczytów, jakimi obdarzał mnie Piotr, życie z nim ciągle było jak spacer po pierwszym kruchym lodzie na Newie wczesną zimą."
Historia przyszłej carycy Katarzyny jest naprawdę interesująca. Biedna dziewczyna przeszła długą drogę, podczas której los rzucił ją w objęcia cara, została jego kochanką, rodziła mu dzieci, w tym upragnionego męskiego potomka, aż do błogosławieństwa, które uczyniło ją carycą. Okrucieństwa tu nie brakuje, tak jak intymnych momentów, czy walk, w których brał udział sam car, a Katarzyna mu towarzyszyła. Jestem pełna podziwu, jak kobieta walczyła o swoją pozycję, bezpieczeństwo, by żadna inna kochanka nie zajęła jej miejsca. Intryg tu nie brakuje, co przyspiesza akcję powieści. Co ważne i może nawet trochę zadziwiające na wzgląd na czasy, w których przyszło żyć carycy, kochała każde swoje dziecko, a w ciąży była aż trzynaście razy. Każdą stratę opłakiwała w wielkim smutku i żalu. Jednak w byciu matką też nie była idealna, poświęcając więcej czasu swojemu mężowi, jego chorobom, zachciankom i wojnom, na które się wybierał.
Autorka znakomicie oddała ducha tamtych czasów pomijając dialogi. Tu akurat postawiła na prosty język, który nie będzie utrudniał lektury. Przyznaję, że łatwiej jest mi czytać takie powieści, niż konwersacje między bohaterami, których język jest odwzorowany, bądź są podjęte tego próby.
Jesteśmy świadkami brutalności, która przejawiała się gwałtami na kobietach, czy też torturowaniu osób, które zawiniły w mniejszym lub większym stopniu. Uczestniczymy w popijawach, rozrywkach arystokracji, które nam w dzisiejszych czasach nie byłyby do smaku. Świat, w którym prawo ustanowione jest przez cara i spróbuj tylko nagiąć jedną maleńką zasadę...
Historia ta jest niewątpliwie wciągająca i nie zdziwię się, gdy ktoś zarwie dla niej nockę. Ellen Alpsten ma lekkie pióro, dzięki czemu "Carycę" czyta się sprawnie i z przyjemnością. Na pewno dostarcza czytelnikowi mnóstwa emocji, przede wszystkim smutek, poczucie niesprawiedliwości, nadzieję, miejscami radość, która nigdy nie trwa długo. Zaświecą się świeczki w oczach, zwłaszcza w jednym momencie, gdy zbliża się koniec powieści.
Dawno nie czytałam podobnej literatury. "Caryca" klimatem przypomina mi moją ulubioną serię o "Nierządnicy", co dodatkowo wpłynęło na mój pozytywny odbiór. Czytajcie! Jest to jedna z tych książek, która zostanie z Wami na dłużej.