Choć lubię i bardzo cenię hiszpańskich twórców, to mam z nimi zwykle mały problem. Z jednej strony mnie intrygują, a z drugiej narracja jaką prowadzą często kończy się u mnie znużeniem.
Mam tak z zarówno filmem jak i literaturą. Potrafię docenić, ale czegoś jednak mi brakuje.
Z "Ciszą białego miasta" miałam podobnie. Nie mogłam wciągnąć się w fabułę i nie wiem czego to była wina, czy trudnych jak dla mnie imion i nazwisk, czy sposobu snucia opowieści,lekko sennego, mimo że opowiadającego o brutalnych morderstwach. Czytałam jednak dalej i kiedy wszystkie informacje zaczęły się zazębiać, to przepadłam w fabule i nie odłożyłam książki, aż jej nie skończyłam.
Z "Rytuałami wody" natomiast mam kompletnie inaczej. Może to, że wiedziałam już czego się spodziewać, a może bardziej dynamiczna narracja spowodowały, że od początku zostałam przez tę książkę pochłonięta.
Bohaterowie, których znamy z pierwszej części - Unai zwany Krakenem i jego szefowa Alba są na innym etapie życia. Raz, że Kraken po postrzale zaprzestał komunikacji werbalnej z powodu afazji Broki, dwa jego szefowa i kochanka spodziewa się dziecka. Jak możemy się domyśleć nie bardzo wie, kto jest jego ojcem. Esti zmaga się z żałobą po śmierci brata i czymś na kształt odpowiedzialności za śmierć Nancha - jednej strony uratowała Albę i nie tylko ją, z drugiej zabiła człowieka, kim on by nie był. Każdy nosi swój własny - przysłowiowy - krzyż.
Tymczasem w górach zostaje odnalezione ciało ciężarnej kobiety, poddanej najprawdopodobniej rytuałowi wody, wywodzącemu się z celtyckich wierzeń. Jakby tego było mało, to ofiara okazuje się starą znajomą Krakena, którą poznał na obozie archeologicznym ponad dwadzieścia lat temu.
Akcja ponownie będzie pełna retrospekcji, przez które poznamy charakter znajomości śledczego i ofiary, jak i losy pozostałych członków obozu.
Esti ma nowy zespół, który warunkowo wspiera Unai. Warunkowo, ponieważ musi odbywać terapię logopedyczną, której ukończenie pozwoli mu na pełen powrót do służby.
Śledztwo jest, tak samo jak w przypadku pierwszej części, niezwykle złożone, zawiłe. Sam schemat jest zresztą łudząco podobny i tu można upatrywać jakiegoś zarzutu. Byłam też trochę zawiedziona, że Unai dużo dłużej, jak ja, dochodził do ustalenia tego, kto stoi za rytuałami wody. Rozumiem jednak, że mógł być to zabieg celowy, mający podkreślić zarówno jego stan emocjonalny jak i niepełne zdrowie fizyczne.
Autorka ponownie podkreśla znaczenie rodziny i dzieciństwa. Jego wpływu na to kim możemy się stać. Bo możemy, a nie musimy. Dochodzi tutaj motyw rodzicielstwa i tego jakimi rodzicami chcemy być. Czy zawsze jesteśmy świadomi odpowiedzialności, jaką ponosimy sprowadzając na świat nowego człowieka i zajmując się jego wychowaniem.
Porusza też problem znany nam z programów reporterskich, a być może i z codzienności, kiedy to podejrzewamy, albo nawet wiemy, że jakiemuś dziecku obok dzieje się krzywda, a mimo to milczymy. Udajemy, że nie widzimy, nie słyszymy.
To nie tylko sprawnie napisany kryminał, podobnie zresztą jak pierwsza część, to powieść o bogatym tle obyczajowy, poruszającym problemy współczesnego społeczeństwa, nawet w cyberprzestrzeni.
Eva García Sáenz de Urturi pięknie opowiada o swoim kraju. Wprowadza hiszpańskie nazwy, mówi o historii, sztuce, czy architekturze. Za pomocą jej słów możemy przespacerować się po Vitorii, czy hiszpańskiej wsi - nie wychodząc ze swojego domu.
Widziałam, że niektórzy czytelnicy zaczęli czytać "Trylogię Białego Miasta" od "Rytuałów wody", ale ja tego nie polecam. Nie zrozumiecie niuansów. Nie będziecie wiedzieć po co Estibaliz srebrny eguzkilore, o co dokładnie chodzi z Tasio i Nanchem. Skąd się wzięła Golden Girl i MatuSalem. Wprowadzi to niepotrzebny chaos, który odbierze przyjemność z łączenia obu części.
Pierwszy raz po przeczytaniu kolejnej książki z cyklu nie czuję zawodu, wręcz przeciwnie. Tę część czytało mi się dużo lepiej, ale ma to również swoją wadę... za szybko się skończyła.
Jeżeli trzeci tom będzie równie dobry to będzie to najlepszy cykl kryminalny jaki czytałam.