„Diabeł powie tysiąc prawd, żeby przemycić jedno kłamstwo.”
Wiek gimnazjalny nie jest taki beztroski jak mogłoby się wydawać. W śród młodzieży panują pewne normy i zasady, których powinno się trzymać. Bycie kimś innym, indywidualnym nie jest zbyt przychylnie przyjmowane przez resztę. Jeśli wyznaje się inne zasady z miejsca staje się tym gorszym. Wtedy brak akceptacji grupy, wytykanie palcami, wyśmiewanie, obgadywanie staje się normą. Jeśli jest się pewnym swego zazwyczaj takie zachowanie reszty zbytnio nie obchodzi, ale gdy nie ma się innego wyjścia, sprawa wygląda zupełnie inaczej…
Michael Vey ma zespół Tourette’a, objawia on się u niego nerwowym mruganiem oczu oraz gwałtownym, często bolesnym, przełykaniem. Chłopak ma jeszcze coś, szczególną moc, potrafi elektryzować i wystrzeliwać z dłoni elektryczne impulsy o dużej mocy. Niestety o tym wie tylko jego mama i jedyny przyjaciel Ostin, przed całą resztą musi ukrywać prawdę osobie. Przez to jest praktycznie niezauważany, no chyba, że pewna grupa chłopców chce się nad nim poznęcać. Gdy po raz kolejny jest przez nich zaczepiany nie wytrzymuje i razi ich prądem, czego świadkiem jest pewna dziewczyna, Taylor. Od tego momentu życie Michaela diametralnie się zmienia. Niestety nie tak jakby sobie tego życzył, ktoś bardzo pragnie go odnaleźć i złapać, a teraz jest bliżej niż do tej pory był.
Do tej pory Richard Paul Evans kojarzył mi się z powieściami typowo obyczajowymi, dlatego z wielkim zdziwieniem przyjęłam informacje o tym, że autor postanowił napisać powieść dla młodzieży. Lubię jego twórczość, ponieważ mało jaki mężczyzna potrafi wczuć się w kobiecą psychikę. Z ciekawością, ale i obawami sięgnęłam po tę publikację, bo nie wiedziałam czego mogę się po niej spodziewać.
Na rynku wydawniczym jest wiele książek, w których bohaterowie mają jakieś nadprzyrodzone moce, ale jeszcze nie spotkałam się z takimi jakie posiada Michael (nie twierdze jednak, że takich do tej pory nie było) oraz inne dzieciaki. Spodobało mi się to jak Evans zadbał o szczegóły w związku z wytłumaczeniem jak doszło do tego, że grupa dzieci zyskała przeróżne zdolności związane z przepływem impulsów elektrycznych oraz sposobem ich wykorzystywania. Od razu zwróciłam uwagę na to jak zostały te postacie stworzone, każda jest inna i niepowtarzalna. Niby brak jakiś wielkich analiz psychologicznych, ale mi bez problemu szło rozgryzane ich zachowań. Historia ma ręce i nogi, a co najważniejsze, jest do przyjęcia i nie wydaje się być wzięta z kosmosu. Autor skupił się też na dialogach oraz rozwijaniu akcji, a nie przydługich opisach, ale nie zabrakło tych najważniejszych wyjaśnień objaśniających nam najistotniejsze sprawy. Dzięki temu dowiedziałam się pewnych ważnych rzeczy i byłam wstanie zrozumieć tok fabuły. Istotne było również to, że pisarz bez problemu posługiwał się typowo młodzieżowym językiem. Wypowiedzi zawierały typowe dla nastolatków wypowiedzi, pełne slangów oraz skrótów, ale nie odczuwało się sztuczności.
Ta książka to nie tylko historia o nastolatkach z mocami. To również opowieść o odwadze, przyjaźni, miłości i akceptacji. O tym, że pozory mogą mylić, a niektórzy postępują tak, a nie inaczej, bo nie mają przykładu jak postępować. A czasem jest łatwiej być postrachem słabszych i być szanowanym za swoje postępki. No i bez podpowiedzi uważa się, że inaczej się nie da, że to jedyna droga. To także historia o tym jak wspólne przeżycia mogą zmienić punkt widzenia na wiele rzeczy. Historia ta porusza również problem manipulacji człowiekiem, moralności i manipulacji wspomnieniami. Jeśli od dziecka wmawia mu się różne rzeczy ta osoba w to wierzy, bo przecież nikt nie zarzecza. A wszystko tylko po to by uzyskać pożądany efekt. Jest jeszcze motyw z chorobą Michaela i tego jak reagują na nią inni (co ważniejsze w tym przypadku możemy liczyć na autentyczność przekazanych informacji ponieważ sam autor żyje z tą chorobą).
W wielu publikacjach jest poruszany temat organizacji pragnących zawładnąć światem wykorzystując do tego osoby ze szczególnymi mocami. To samo tyczy się tego, że grupa młodocianych zaczyna walkę z wyżej wymienionymi nie mogąc liczyć na dorosłych i policję. Ważne jest jednak by umiejętnie to rozegrać i mimo powielonych elementów dodać powieści czegoś co sprawi, że akurat ta powieść nie okaże się fiaskiem. Richard Paul Evans ewidentnie to coś zawarł w swojej najnowszej książce, dzięki czemu czytało mi się ją z ogromną przyjemnością.
Książka ta od początku wciąga, bo cały czas coś się dzieje, a im dalej tym więcej. Akcja rozwija się z każdą przewróconą kartką, a sceny finałowe to już istny galop. Dialogi między postaciami są żywe i pełne humoru oraz innych emocji. Zżyłam się z bohaterami i miejsca poczułam do nich sympatię, polubiłam ich sposób bycia, to jacy są i jak postępują. Ciekawa fabuła, akcja na wysokim poziomie, rozbudowane dialogi oraz świetnie skonstruowani bohaterzy sprawiły, że pochłonęłam tę książkę w mgnieniu oka. Czytałam ją z wielkim zaangażowaniem i przejęciem. Wczułam się w akcję, w przemyślenia bohaterów. Książka wywarła na mnie ogromne wrażenie i masę emocji. Nie przeszkadzały mi powielane elementy, ponieważ nie odczuwałam tego. Evans i tym razem, w takim wykonaniu, zdobył moje serce. Żałuję, że tak szybko ją skończyłam i niecierpliwie będę wyczekiwać kontynuacji. Liczę na to, że autor zaserwuje mi jeszcze większą dawkę emocji niż w pierwszym tomie.
„Michael Vey. Więzień celi nr 25” jest obiecującym początkiem serii dla młodzieży, pełnej niezapomnianych wrażeń. Richard Paul Evans pisze lekko i przyjemnie. Książka ta dostarcza masę wrażeń, można się przy niej pośmiać, podumać, a co najważniejsze spędzić z nią kilka pełnych wrażeń godzin. Bałam się takiego Evansa, ale teraz z czystym sumieniem mogę ją polecić wszystkim lubiącym takie historie. Jestem pewna, że się nie zawiedziecie.
*cytat pochodzi z „Michael Vey. Więzień celi nr 25” R. P. Evans