"Mówiłam ci, że tak to działa. Nie szukamy specjalnie, zwłoki po prostu same się znajdują."
Z bohaterkami komedii kryminalnych Agnieszki Pruskiej, Alicją i Julią miałam przyjemność poznać się jesienią dwa lata temu, podczas lektury "Zimnych nóżek nieboszczyka". Towarzyszyłam im wówczas podczas ferii zimowych. Tym razem wraz z nauczycielkami i amatorkami zagadek kryminalnych zawędrowałam do Władysławowa. Nadchodzące wakacje, widmo upałów i letniego relaksu tym lepiej pozwoliło mi wczuć się w klimat.
***
Covidowe realia uwzględnione w powieści mocno mnie zaskoczyły i w pewnym momencie pomyślałam: meh, nie dość, że media trąbią o covidzie jeszcze mi się przytrafił w książce. Przełknęłam ślinę, a że to kryminał w komediowym wydaniu postanowiłam dać powieści szansę. Z lekturą spędziłam kilka przyjemnych godzin, niejednokrotnie się uśmiałam i muszę przyznać, że autorka sprytnie wykorzystała zaistniałą sytuację.
Do gustu przypadły mi przekomarzania przyjaciółek, ich zażyłość i w mig wyłapywane przez jedną skróty myślowe drugiej. Spora ilość dialogów sprawia, że czyta się bardzo szybko, natomiast w miarę krótkie, plastyczne, niekiedy humorystyczne opisy świetnie dopełniają całości.
Wakacyjny klimat nadmorskiej miejscowości Agnieszka Pruska oddała rewelacyjnie. Od razu przypomniały mi się wakacje nad morzem sprzed kilku lat i te zatłoczone plaże, zaludnione deptaki i wszystko to, co wiąże się z pobytem w pełnej turystów miejscowości (nawet tak niedużej jak ta, w której wówczas przebywałam). Leniwie spędzony czas na wygrzewaniu się w zaciszu prywatnego ogrodu, zimne napoje, leżaczek i czytanie rozbudziły we mnie chęć, by także w ten sposób wykorzystać czas letniego urlopu. Co prawda bez morza i bez trupów, ale jestem w stanie to zaakceptować ;).
***
Na ciało nie musiałam długo czekać, co poczytuję na duży plus. Okoliczności w jakich zostało znalezione (nie muszę dodawać, że przez jedną z bohaterek?) były zarówno zabawne i przerażające. Akcja postępuje dynamicznie, nie brak zarówno humoru, jak i dramatyzmu i absolutnie nie odczuwałam znudzenia, a ciekawość kto i dlaczego tylko potęgowało chęć doczytania do końca. Końca zaskakującego, logicznego i w pełni satysfakcjonującego.
Niezupełnie jednak rozumiem czemu miał służyć udział w dochodzeniu byłych uczniów, niczego za bardzo, moim zdaniem, nie wnosił. Owszem generował sytuacje do podsumowań, wysnuwania wniosków i okoliczności pewnych zdarzeń, ale czy był konieczny w takim stopniu? Ale to ledwie malutki zarzut, który dla Was może być zaletą.
"Nie wiem dlaczego, ale większość ludzi uważa, że nauczyciele na wakacjach to sztywniacy planujący już sprawdziany na kolejny rok, a co najmniej kombinujący, jak uprzykrzyć uczniom życie. Niedoczekanie. Swoich uczniów w czasie wakacji miałam w głębokim poważaniu, żeby nie powiedzieć dosadniej. Oni mnie pewnie też."
Jako komedia kryminalna "Ciało poniekąd ponętne" spełnia swoje funkcje, a lekki styl autorki, humor i moje silne skojarzenia z lubianą od dziecka Joanną Chmielewską sprawiły, że świetnie bawiłam się podczas czytania.
Choć to kolejne już perypetie Ali i Julki nie jest konieczna znajomość ich wcześniejszych przygód. Myślę, że jeśli spotykacie się z tymi postaciami po raz pierwszy zechcecie poznać ich poprzednie zabawne perypetie, do czego zachęcam.
Czy polecam? Jeśli tylko lubicie komedie kryminalne i detektywów amatorów jak najbardziej.