Powieść jest tytułem wybranym przez męża do wspólnego czytania. Mąż ma talent do wyławiania książek, na które ja nigdy nie zwróciłabym uwagi bo raczej rzadko zbaczam ze swoich czytelniczych ścieżek. Do tej pozycji również podeszłam z dużą dozą nieufności. Nieznana autorka, mało znane wydawnictwo, niczym niewyróżniająca się okładka, przypuszczałam więc, że coś może pójść nie tak. „Córeczka pastora” okazała się jednak bardzo dobrym thrillerem i czuję się usatysfakcjonowana lekturą.
Fabuła rozgrywa się w północnej Szwecji, w małym miasteczku Ӧrnsköldsvik na wybrzeżu Höga Kusten, na tle surowego, mroźnego, skandynawskiego klimatu. Tuż przed Bożym Narodzeniem znika córka lokalnego trenera hokeja, szesnastoletnia Josefin zwana Jossan. Zgłoszenie o zaginięciu przyjmuje niedoświadczona, młoda aspirantka Kajsa Nordin. Okazuje się, że sprawa nie jest tak prosta, jak początkowo zakładano, jedyny podejrzany po prostu uciekł, zaczynają się pojawiać nowe okoliczności i piętrzyć pytania. Co się stało z szesnastolatką? Dlaczego wszyscy boją się jej ojca? Kim naprawdę jest córeczka pastora i jaki związek ze sprawą ma stara baronowa von Hofersburg?
„Córeczka pastora” jest kolejną powieścią z gatunku thrillerów skandynawskich, fabuła może nie jest jakoś szczególnie odkrywcza, podobne wątki były już wielokrotnie w książkach eksplorowane, lecz tego się nie czepiam, bo jak wielokrotnie wspominam, w literaturze wszystko już było więc bardziej liczy się dla mnie sposób poprowadzenia wątków, umiejętność zbudowania odpowiedniego napięcia i aury wokół tematu oraz rozbudzenia mojej ciekawości. Tutaj te wszystkie elementy dobrze się zgrały. Wielowątkowa i dosyć zawiła intryga została przedstawiona w kilkudziesięciu krótkich rozdziałach zręcznie się przeplatających i dostarczających coraz to nowych informacji. Treść była dobrze zbalansowana, bez chaosu, wszystko było powiedziane we właściwym momencie, posuwało akcję do przodu, jednocześnie czyniąc ją kompletną i w pełni zrozumiałą. Nie odnotowałam nużących przestojów w akcji, powieść jest wyzbyta zbędnego przegadania, nie ma zapychaczy stron w postaci niepotrzebnych opisów.
Autorka dobrze rozpracowała sprawę, nie wikłała się w niepotrzebne i kłopotliwe zawiłości prawne, jednak w jednym miejscu zdarzyła się mała wpadka merytoryczna: autorka napisała, że podejrzany przyznał się do zabójstwa, a kilka linijek później, w tej samej sprawie, wobec tego samego podejrzanego padło, że przyznał się do usiłowania zabójstwa. Usiłowanie a zabójstwo to nie to samo, z prawno-karnego punktu widzenia to są zupełnie inne kwalifikacje czynu, zagrożone zupełnie innymi karami... nawet, jeśli mówimy o prawie szwedzkim. Być może to jakiś nieudolny skrót myślowy albo problem w tłumaczeniu, ale zdecydowanie w tym miejscu trochę się logika rozjechała.
Spośród wszystkich bohaterów na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się sylwetka Kajsy Nordin i to jej kreacji poświęcono największą uwagę. To młoda aspirantka, jak na razie bez większych uprawnień w policji, typowy żółtodziób, trochę zapalczywa w działaniu, szybciej robiła niż zdołała przewidzieć konsekwencje, ale także pełna pasji i dobrej woli. Niestety jest to jedna z tych kreacji kobiecych postaci, których nie lubię. Kajsa jest bardzo przewrażliwiona na swoim punkcie, ciągle płacze, płacze właściwie z byle powodu, jakby nie potrafiła udźwignąć konsekwencji życia i dokonywanych wyborów, zawsze też pełna wątpliwości i popadająca w skrajności. Mnie do siebie nie przekonała, męczyły mnie jej zmienne nastroje, płaczliwość i niesubordynacja.
W powieści pojawia się również modny ostatnio w literaturze wątek lgbt, jednak jest on tak ckliwy i polukrowany, że jak nie mam nic przeciwko takim kwestiom, a nawet je lubię w powieściach, tak tutaj wzbudzał on u mnie śmieszność zmieszaną z zażenowaniem. Wyszło strasznie infantylnie i niepoważnie.
Przez większą część powieści trudno jest wytypować sprawcę, to, co wydaje się oczywistym wyborem wcale nie jest takie pewne i tak naprawdę dopiero końcowe strony przynoszą ostateczne rozwiązania i odpowiedzi. Zabrakło mi finalnego dopowiedzenia dwóch epizodów i sam epilog to po prostu reportersko spłaszczone, niemalże w punktach przedstawione podsumowanie wątków, co zdecydowanie nie pasuje do tej ładnie i poprawnie napisanej historii. Wg mnie tytuł również nie jest najlepiej dobrany, odnosi się nie do tego, co jest kanwą całej historii, jest wprawdzie wyjaśnione kim jest rzeczona córeczka pastora, ma ona znaczenie i pośrednio duży związek z wydarzeniami, ale mimo wszystko nie jest postacią kluczową.
W tym przypadku, jako że powieść była czytana synchronicznie z mężem, to i ocena jest średnią naszych osobistych odczuć, a tutaj byliśmy zgodni.