„Dorośli zawsze zachowują się tak, jakby potrafili wszystko naprawić.”*
Usiądźcie na chwilę i pomyślcie jaki świat będzie za kilka lat. Czy w waszych wyobrażeniach przyszłego życia choć raz pojawił się demon? Nie? No cóż, to raczej było do przewidzenia. Ale co jeśli za kilka lat naprawdę świat opanowały wysłannicy piekła tak odrażający, aż brakło by słów na ich opisanie... Jak zapatrujecie się na codzienne życie z demonem, a co się z tym wiąże, ciągłym niebezpieczeństwem?
Siedemnastoletnią Riley Blackthorne poznajemy w momencie gdy stara się o licencję demona, a jej mistrzem jest własny ojciec, któremu niezbyt się podoba decyzja córki. Z tego też powodu niezbyt chętnie uczy ją fachu, więc w momencie gdy umiera jest ona zdana na siebie i tłumy łowców nie przychylnie do niej nastawionych z małymi wyjątkami. Po utracie ostatniego rodzica musi sama sobie radzić i jak najszybciej dorosnąć. Jakby było mało demony znają jej imię i je wymawiają, co jest dziwne ponieważ nigdy tego nie robiły... Z jakiegoś też powodu zależy im na śmierci Blackthorne...
Zachęcona licznymi pozytywnymi recenzjami postanowiłam sięgnąć po „Córkę Łowcy Demonów” i z wielkimi oczekiwaniami zagłębiłam się w lekturze, czy się rozczarowałam? Chyba, a nawet na pewno w jakimś stopniu tak. Każda książka ma początek, środek i koniec, w przypadku tej mogło by nie być środka, a w ostateczności mógłby być krótszy. Nie lubię gdy w powieści ciągnie się akcja, wtedy czytanie mnie męczy i tak właśnie było w tym przypadku. Na szczęście nie było tak źle, początek i koniec historii podniosły na tyle moją ocenę o niej, że z chęcią sięgnę po jej kontynuację. Co mi się podobało to pomysł na fabułę. Demony opanowują świat i tylko łowcy są w stanie je pokonać, a raczej złapać, kościół współpracujący z nimi. Całkowicie nowy obraz świata, który może zafascynować. W przypadku opisów świata w 2018 roku jak najbardziej wskazane było przedstawienie ich bardzo szczegółowo. Lubię gdy moja wyobraźnia może zadziałać i dzięki szczegółowym fragmentom przenieść mnie w te miejsca i pokazać to co widzą postacie. Tak samo było z wysłannikami Lucyfera, które były obrzydliwe. Przyznaje, że nie raz miałam ochotę ominąć te fragmenty, ale jakoś brnęłam dalej i w sumie się z tego cieszę ponieważ koniec mnie nie rozczarował. Odnoszę wrażenie iż Jana Oliver w tej części się dopiero rozkręca i jeszcze ma kilka asów w rękawie, które ujawni w dalszych częściach, co jest pewne dzięki ostatnim stronom.
W „Córce Łowcy Demonów” poruszony jest temat dyskryminacji kobiet. Po raz kolejny widać, że mężczyzną trudno zaakceptować fakt iż kobieta może równie dobrze, a nawet lepiej wykonywać pracę co oni. Rile mimo młodego wieku pokazała, że ma charakter i nie da się zastraszyć, zna swoją wartość. Jest osobą, która pierw działa, a potem myśli i nie zawsze wychodziło jej to na dobre, ale nadrabia to jakąś wewnętrzną siłą. No i w końcu nikt nie jest ideałem. Jeszcze odnośnie postaci muszę przyznać, że pisarka się postarała i stworzyła je po mistrzowsku. Każdy miał swój charakter, nie byli szablonowi i potrafili zaskoczyć swoim zachowaniem. Niektórzy często irytują, ale chyba już taki ich urok.
Tę powieść polecam fanom gatunku, którzy nie zwracają uwagi na błędy i literówki, które wręcz rażą. Miałam nie wspominać o tym, ale musiałam choć napomknąć. Amerykańska autorka stworzyła coś nowego i mimo licznych niedociągnięć uważam, że warto zapoznać się z tą pozycją.
*str.19