Codziennie rano trzeba wstać do szkoły, pracy, zająć się dzieckiem, wyprowadzić psa, zrobić zakupy. Czy to nie robi się nudne? Nie chcielibyście odmiany? A gdyby Wam powiedziano, że to wszystko przeszłość i teraz nic nie jest już takie same? Cieszylibyście się? Wszystko się zmieniło od Powstania. W dzień Powstania, gdy w powietrze zostały rozpylone dwie szczepionki – przeciw przeziębieniu i nowotworowi, ludzie martwi zaczęli ożywać. Wszędzie pojawiły się zombi, które miały tylko jeden cel – pożywić się ludźmi. A każdy, kto miał chociaż najmniejszy kontakt z zombi lub po prostu umarł, przestawał myśleć i stawał się bezmyślną maszyną do zabijania. Jednak ludzkość jest potężnym gatunkiem i mimo wielu strat ochroniła się przed całkowitym wymarciem. Lecz zombi po dwudziestu latach nadal są zagrożeniem. Jak żyć w takim świecie, gdzie nie można nawet wyjść na dwór bez odpowiedniej ochrony?
O tej książce słyszałam wiele dobrego. Nieraz i nie dwa spotkałam się z bardzo pozytywnymi opiniami. Gdyby nie one, nie zwróciłabym uwagi na tę serię. Jednakże gdy się już pojawiły, zapragnęłam przeczytać tę powieść. Byłam bardzo podekscytowana, gdy trafiła ona w moje ręce. Zaczęłam ją czytać od razu i bez wytchnienia. Po raz pierwszy spotkałam się z tak nietypową książką, która zarazem bardzo mi się podobała, ale również zniechęcała do siebie.
Świat, który stworzyła Grant jest oryginalny. Wiedziałam, że jest to opowieść o zombi, ale nie spodziewam się tak dobrze wykreowanego świata, którego nigdy wcześniej nie widziałam w tego typu powieściach. Wszystko dzieje się w przyszłości i ukazuje nam, jak ludzkość broni się przed atakiem zombi, jak funkcjonuje nowy system, gdzie główną rolę odkrywają blogerzy. Dlaczego blogerzy? Bo to właśnie oni uratowali świat przed zagładą. To oni ostrzegli jako pierwsi innych ludzi przed zagrożeniem. Takiego docenienia mojego fachu nie spodziewałam się... Poza tym nie mogę się nadziwić, skąd autorka wzięła pomysł na tego rodzaju zombi. To nie są umarli, którzy wstali z grobów, jak pewnie Wam najpierw przyszło do głowy. Są to ludzie, którzy dopiero co umarli i kontrole nad ich ciałami przejął wirus. Jest to bardzo specyficzne podejście do tematu, które zyskało u mnie sympatię.
Kolejną sprawą, która od razu w pierwszym rozdziale rzuca się w oczy, jest przywiązanie rodzeństwa, odgrywającego pierwsze skrzypce w tej książce. Zakochałam się w nich. Miłość, którą sobie okazywali, była tak naturalna, że pożałowałam, że nie mam rodzeństwa. Nie były to przesłodzone sceny, ale naturalne zachowania. Właśnie to nadawało powieści emocjonalnego klimatu, który nie opuszczał nas ani na chwilę. Cały czas bałam się, że któremuś coś się stanie i będę musiała patrzeć na cierpienie, które pozostanie. Nie mogłam oderwać się od czytania, gdyż musiałam się upewnić, że wszystko będzie dobrze.
Jednakże, jak pisałam wcześniej, coś również zniechęcało mnie do książki. Nie umiem tego ubrać w słowa. To po prostu było. Nie chciałam patrzeć na świat, który znam, ale jest on całkiem inny. Nie chciałam widzieć, jak przez doświadczenia i różnego typu eksperymenty, ludzi giną, a nasz gatunek jest doszczętnie niszczony. Nie chciałam wiedzieć, dlaczego tak się stało i jaka jest prawda. Choć główna bohaterka za priorytet uważała prawdę. Lecz prawda ma potężną moc.
Książkę czyta się przyjemnie, lecz z dozą przerażenia. Widzimy nową politykę, która szwankuje i potrzebuje kogoś, kto zmieni świat. Przed każdym rozdziałem pojawiają się fragmenty z blogów różnych ludzi, które podsumowują wydarzenia. To bardzo przyjazny dodatek, który wielokrotnie skłonił mnie do refleksji. Powieść polecam osobom o mocnych nerwach.