Starożytnym Egiptem zaczęłam fascynować się już w dzieciństwie, a wszystko to zaczęło się od bajki, którą oglądałam we wczesnych latach podstawówki – Papirus. Przygody młodego rybaka na tle starożytnego Egiptu i postacie egipskich bóstw zafascynowały mnie tak bardzo, że śledziłam później każdy film dotyczący starożytnego Egiptu czy samej jego mitologii. Teraz staram się czytać każdą książkę i oglądać każdy program mówiący o starożytnym Egipcie, dlatego gdy tylko usłyszałam o nowej książce Ricka Riordana, „Czerwona piramida”, wiedziałam, że będzie ona tą lekturą, której nie mogę przepuścić.
Carter i Sadie są rodzeństwem, jednak odkąd zmarła ich mama, stosunki między nimi zdecydowanie nie są takie, jak na początku. Carter podróżuje wraz z ojcem, Juliusem Kane, który jest wybitnym egiptologiem, dziewczyna natomiast mieszka w Londynie wraz ze swoimi dziadkami. Gdy nadchodzi czas spotkania rodzinnego, Julius Kane zabiera rodzeństwo do Muzeum Brytyjskiego. Tam dochodzi do tragicznego wydatku, podczas którego ojciec rodzeństwa zostaje uwięziony i wygnany, a na wolność wydostają się egipskie bóstwa, na czele z Setem, bogiem ciemności, który pragnie zniszczyć ich rodzinę. Carter i Sadie ratują się ucieczką, jednak wiedzą, że nieubłaganie zbliża się ten moment, w którym będą musieli razem stawić czoło potężnemu bóstwu.
Zawsze dużo łatwiej jest mi przyswoić fakty na temat danej epoki, danego kraju lub wydarzeń z takich książek, niż z typowych podręczników szkolnych, dlatego „Czerwoną piramidę” uważam za wspaniałą lekcję lub po prostu utrwalenie faktów, o których wiedziałam już wcześniej. Cała historia ukazana jest w sposób niezwykle przystępny, jest to przede wszystkim zasługa lekkiego i momentami zabawnego języka autora, dzięki któremu wykreowany przez niego świat wydaje się być tak bardzo realistyczny, że sama miałam wrażenie, jakbym znajdowała się razem z głównymi bohaterami w danym miejscu i czasie. Ta książka wciąga niesamowicie i wcale nie musiałam długo czekać na to, żeby przenieść się do świata Cartera i Sadie. I choć cała akcja dzieje się we współczesności, to w wielu momentach miałam wrażenie, jakby starożytny Egipt witał mnie z otwartymi ramionami.
Historię poznajemy w postaci nagrania, w którym narratorami są raz Sadie, a raz Carter. Narracja co jakiś czas się zmienia, dzięki czemu czytelnik ma możliwość poznać przygody bohaterów z punktu widzenia i Sadie i jej brata, Cartera. Uważam to za wspaniałe rozwiązanie, ponieważ bohaterowie ci różnią się od siebie diametralnie i wymienianie narracji pomiędzy tą dwójką jest bardzo ciekawym doświadczeniem. Sadie to dziewczyna niewahająca się, niebojąca się wyzwań i podejmująca szybkie decyzje. Jej brat jest całkowitym przeciwieństwem i choć zdarzają się między nimi spięcia i sprzeczki, rodzeństwo potrafi się ze sobą porozumieć. Utrata ojca znacznie ich do siebie zbliża, Carter i Sadie uczą się ufać sobie na nowo, spędzają ze sobą znacznie więcej czasu i odnawiają więź, która uległa zniszczeniu jakiś czas temu.
Jako iż istotną rolę odgrywają w tej książce bóstwa, Rick Riordan znaczną jej część poświęcił egipskiej mitologii, która dla mnie osobiście jest niezwykle fascynująca i z wielką przyjemnością czytam jakąkolwiek wzmiankę na jej temat, która wpadnie mi w ręce. Charaktery bóstw, które stały się wolne po wypadku w Muzeum Brytyjskim wcale nie różnią się od charakterów zwykłych ludzi. Potrafią być one złe, zdenerwowane, a także szczęśliwe i dowcipne. Wspaniałym doświadczeniem było czytanie ich przekomarzanek, nie sposób było się wtedy nie uśmiechnąć.
Książkę tę polecam nie tylko osobom, które fascynują się, bądź są choć trochę zainteresowane Egiptem i jego mitologią. Jest to także wspaniała lektura dla ludzi, którzy oczekują ciekawej przygody i pragną być bez reszty pochłonięci przez jakąś powieść. Ja uważam „Czerwoną piramidę” za wspaniale spędzony czas, z czystym sumieniem wpisuję tę książkę na listę ulubionych lektur i z niecierpliwością czekam na kolejne części przygód rodzeństwa Kane.