Kilka lat temu zetknęłam się z "Czarnym aniołem", moją pierwszą powieścią tego autora. Nie wywarła ona na mnie specjalnie pozytywnego wrażenia i sprawiła, że przez długi okres czasu nie miałam ochoty sięgnąć po nic, co wyszło spod jego ręki. Ostatnio stwierdziłam, ze nie warto się jednak tak z gruntu uprzedzać i postanowiłam zapoznać się z jego najnowszą powieścią.
Właściwie to „Czerwony hotel” można bardziej sklasyfikować jako thriller niż horror. Nie wiem jak Wy, ale ja po horrorach oczekuję, że wbiją mnie w fotel, sprawią, że będę trzęsła się z emocji, dostarczą wyobraźni przerażających obrazów, tak że spanie w nocy na pewno nie będzie spokojne. Może fundowanie sobie takich wrażeń jest dziwne, ale chyba przede wszystkim tym zajmuje się ten gatunek. W powieści, którą dziś omawiam, nie znajdziemy przeszywającej do szpiku kości grozy, tylko raczej jej marny cień. Nie chcę przez to powiedzieć, że książka jest kiepska, lecz, że jest zdecydowanie za mało straszna.
Pomysł na fabułę jest zaś całkiem ciekawy. Wydarzenia następowały po sobie powoli, przenikała je aura tajemniczości. Sugestywna narracja pozwalała czytelnikowi znaleźć się w centrum wydarzeń. Podobało mi się, że na przykład jak czytałam opisy strasznych hałasów, czy dziwnych zapachów, to odnosiłam wrażenie, że sama je czuję, że ich źródła znajdują się gdzieś obok mnie.
Dało się odczuć, że autor przygotował się wcześniej do pisania, zapoznał (przynajmniej teoretycznie) się ze sposobami wróżenia z kart, wyczuwania duchów i zjaw, czy odczytywania przyszłości. Wiedział o czym pisze i dzięki temu przedstawił te wszystkie paranormalne rzeczy w sposób zrozumiały i interesujący dla każdego czytelnika. Mnie osobiście zafascynowały używane przez główną bohaterkę magiczne karty z wymalowanymi na nich przedziwnymi obrazami i symbolami.
Co do głównych postaci, przyznam, że miałam mieszane uczucia w stosunku do Sissy. Przyzwyczaiłam się już do młodych, często nastoletnich kobiet, które odgrywały pierwsze skrzypce w innych powieściach, a tu zetknęłam się z dojrzałą, czy wręcz już podstarzałą panią, która wciągnięta w wir tajemniczych wydarzeń zapomniała o swoim wieku i hasała jak podlotek… No cóż – człowiek ma tyle lat, na ile się czuje, ale jak dla mnie to jednak trochę nie pasowało. Poza tym, co do reszty bohaterów to nie mam zastrzeżeń.
Podsumowując, „Czerwony hotel” z całą pewnością należał do bardzo wciągających powieści, które czyta się w zasadzie jednym tchem. Sprawił, że pozbyłam się mojej niechęci do twórczości pana Mastertona i z pewnością sięgnę jeszcze po coś więcej jego autorstwa. Książkę mogę polecić, jako dobry, niezobowiązujący przerywnik w pracy i codziennych obowiązkach. Może nie wywołuje wielkich emocji, ale na pewno jest ciekawą rozrywką.