Może nie jest to książka tak fascynująca jak I część, czyli „Wyrok”, który dodatkowo ofiarowywał czytelnikowi powiew świeżości.
Może nie jest tak wybitna jak „Millenium” Stiega Larssona, a nietrudno tu znaleźć podobieństwa.
Za to wciągająca i na moje potrzeby w sam raz. Przeczytałam na wdechu, z niepokojem dotyczącym politycznych odniesień. Pomyślałam sobie, że po wielokroć wolę, jak książkę sensacyjną pisze dziennikarz śledczy, niż pisarz wypatrujący natchnienia tylko we własnej głowie i na suficie.
Przypomniały mi się afery z 2012 roku, podobno to związane z nimi wydarzenia zainspirowały autora w sprawie fabuły. Mam nadzieję, że to był tylko impuls, a reszta to fikcja, przede wszystkim to, co związane z brudną polityką i nieetycznym biznesem. Niestety podejrzanie dużo rzekomo fikcyjnych wątków coś mi przypomina. Nie chcę się dołować i domyślać ile w tym prawdy, ale lektura książki daje do myślenia. Przestępcze mechanizmy wymyślone na potrzeby polityki i struktur mafijnych; skorumpowane, zależne media; pieniądz i chciwość, które rządzą światem - to aspekty, które mnie niepokoją. Dla mnie to thriller pełną gębą, ale nie ze względu na fabułę i akcję, swoją drogą wartką i pełną intryg, tylko z powodu prawdopodobnych odniesień do naszej rzeczywistości. Tylko co tu jest fikcją? Strach pomyśleć, strach czytać.
Nawiązania do „Millenium” i bardzo podobne postaci wcale mi nie przeszkadzały. Tak tęsknię do dziennikarza Mikaela Blomkvista i hakerki Lisbeth Salander, że spotykając ich byłam wręcz zachwycona. Albo autor się na nich zapatrzył, bo też ich uwielbia, albo trochę „odgapił", albo puścił oczko do czytelników. Nie jest też wykluczone, że zastosował kamuflaż i to faktycznie oni na polskiej ziemii, tylko pod pseudonimami. Po prostu Sven i Rose zamiast Liz i Mikaela. Może gdyby nie te wszystkie prawa autorskie i inne ograniczenia, autor faktycznie wprowadziłby postaci Szwedów do udziału w polskim śledztwie? Albo oddałby ich wątek do napisania Larssonowi (no wiem, wiem, że to już niemożliwe)… Ależ byłby pisarski polsko - szwedzki konglomerat! Chyba mnie poniosło. Ale chciałam przez to powiedzieć, że o takich postaciach dużo lepiej mi się czyta, niż o rodzimych bohaterach policji i palestry, którzy zaludniają polskie kryminały.
Nie mogę też pojąć jak to się dzieje, że taka nietuzinkowa i bardzo dobra książka sensacyjna nie cieszy się większą poczytnością.
Halo, halo, jeśli ktoś jest znudzony sztampowością polskich powieści kryminalnych (jak ja), niech dokona próby zaprzyjaźnienia się z twórczością Mariusza Zielke. Zachęcam. A nuż mu się spodoba?