22 czerwca 1941 r., z rozkazu Adolfa Hitlera, rozpoczęła się realizacja największej ofensywy militarnej w historii, angażującej ponad 3 miliony niemieckich żołnierzy, tysiące czołgów i samolotów. Niemiecka strategia opierała się na szybkich i głębokich uderzeniach zmechanizowanych formacji pancernych, wspieranych przez potężne naloty Luftwaffe, mających na celu zniszczenie radzieckich sił i zdobycie kluczowych miast oraz centrów przemysłowych. Jednym z żołnierzy biorących udział w tych walkach był porucznik Friedrich Wilhelm Sander, dowódca czołgu w 11. Pułku Pancernym Wehrmachtu. Jego jednostka, w składzie Grupy Armii Północ, stoczyła ciężkie boje na nowo powstałym froncie wschodnim. Książka „Niemiecki czołgista na froncie wschodnim. Dziennik dowódcy” to zapis jego doświadczeń, które znakomicie odzwierciedlają kondycję niemieckiego żołnierza w wojennej rzeczywistości.
Autor dziennika, który ukazał się w serii „Sekrety historii” dzięki Wydawnictwu RM (w przekładzie Ignacego Kurowskiego), nie wziął udziału w agresji na Polskę, nie walczył też w krajach Beneluksu i we Francji, ale w latach 1941-1942 uczestniczył w realizacji operacji "Barbarossa" i "Zimowy Sztorm". Przedmowa, którą napisał brytyjski historyk i pisarz, Roger Moorhouse, dostarcza czytelnikowi krótkich, ale konkretnych informacji także o wcześniejszych losach Sandera – dzieciństwie, latach młodości i początkach kariery wojskowej. Wstęp starannie opisuje oryginalne źródło, tradycję spisywania pamiętników w Niemczech oraz zasady, jakich musieli przestrzegać żołnierze walczący na froncie. Sander szczęśliwie tych zasad nie respektował, co podnosi znacznie wartość jego relacji. Cały dziennik podzielony jest na 5 rozdziałów, obejmujących kilku lub kilkunastomiesięczne jednostki czasu, nie zawsze następujące po sobie. Zapiski zaczynają się w kwietniu 1938 r., a kończą w grudniu 1943 r. W publikacji warto docenić mapy szlaku bojowego 6. Dywizji Pancernej i przebiegu operacji „Zimowy Sztorm”, wstępy do każdego z rozdziałów, przybliżające sytuację na froncie, przypisy z wyjaśnieniami ważniejszych terminów i zwrotów oraz, znajdującą się na końcu książki, tabelę ze stopniami wojskowymi stosowanymi w Wehrmachcie.
Przeżycia z frontu dowódcy Panzera 35(t) napisane są niezwykle sugestywnie, co sprawia, że czytelnik z łatwością może wyobrazić sobie trud i emocje, które towarzyszyły żołnierzom podczas kampanii na froncie wschodnim. Autor posiada nie tylko dar wnikliwej obserwacji otoczenia, ale i umiejętność pisania o własnych doświadczeniach w sposób klarowny, a czasem, mimo całej grozy i powagi sytuacji, ze szczyptą humoru. Dziennik uzmysławia, jak bardzo umysł żołnierzy niemieckich przesiąknięty był nazistowską ideologią i teorią ras. Poczucie wyższości w opiniach Sandera na temat czerwonoarmistów (traktuje ich z pogardą, nazywa bydlętami lub świniami) dowodzi ukształtowanego już światopoglądu, determinacji w osiąganiu celów postawionych przed narodem niemieckim i wiary w słuszność idei głoszonych przez wodza. Ale i jemu zdarzały się momenty kryzysu, lęku, krytyka przełożonych za chaotyczny odwrót i wątpliwości czy armia niemiecka jest wystarczająco silna, a cała kampania na froncie wschodnim zakończy się powodzeniem. Autor pisze:
„Mówię moim podwładnym, że celem tego wszystkiego jest przekształcenie Europy, stworzenie i ochrona Lebensraumu oraz całkowite unicestwienie „bolszewizmu”, stanowiącego zagrożenie dla ludzi. Ale czy naprawdę traktuję te slogany poważnie? Czy sam wierzę w idee, które staram się przekonująco przedstawiać moim ludziom? Za każdym razem coraz trudniej mi pojąć, że wszystko, co każą nam tu robić, jest słuszne i służy nie tylko naszym”.
Prowadzenie dziennika stanowiło dla jego autora sposób radzenia sobie z przygnębiającą rzeczywistością i szansę na lepsze zrozumienie rozgrywających się na jego oczach wydarzeń. Najciekawsze i jednocześnie najbardziej przerażające są te jego fragmenty, które opisują działania bojowe Dywizji Pancernej. Chwilami Sander czyni to niezwykle drobiazgowo, barwnie relacjonuje szczegóły każdego natarcia. Wie, jak z prowadzonej operacji wydobyć to, co dramatyczne, przemawiające do wyobraźni. Przywołuje słowa, które padają z ust jego towarzyszy, oddaje emocje, często korzysta z przenośni i porównania. Pisze o pocisku urywającym dłonie żołnierza, a chwilę później dostrzega motyle krążące wokół czołgu. Można powiedzieć, że w tych nadzwyczajnych okolicznościach, w jakich powstawał dziennik, ujawnił się talent pisarski Friedricha Sandera. Opis wydarzeń jest na tyle plastyczny, że z powodzeniem mógłby zostać przekuty w scenariusz filmowy. Autor zapisków potrafi też wyciągać słuszne wnioski – wie, że niemieckie atuty w postaci ducha walki, morali i umiejętności mogą okazać się zbyt słabe w obliczu potęgi przemysłu i zasobów ludzkich Związku Sowieckiego.
Niestety, niewiele znajdziemy w dzienniku wzmianek o Polsce i Polakach. W czasie inwazji na Polskę Sander służył w batalionie uzupełnień pułku i w jego notatkach nie ma żadnych informacji na ten temat. W listopadzie 1942 r., w drodze na front, przejeżdża jednak przez Warszawę, która wydaje mu się szara i brudna, nosząca ślady walk z 1939 r. Zwraca uwagę na chaos architektoniczny w stolicy Polski i zaniedbane okolice Wisły. „Tutejszy krajobraz ma w sobie coś smutnego” – notuje dowódca.
Tym, co czyni „Niemieckiego czołgistę na froncie wschodnim” publikacją godną uwagi jest perspektywa, z jakiej śledzimy działania jednostki porucznika Sandera. Autor książki osobiście doświadczał niedogodności (niskie racje żywnościowe, zła pogoda, chmary owadów, przestarzały sprzęt) i okrucieństw, jakie niesie ze sobą wojna. Widział śmierć własnych towarzyszy, sam wielokrotnie się o nią ocierał. To jego punkt widzenia (nie generała czy ministra, który nie doświadczał żołnierskiego żywota) będzie szczególnie cenny, zarówno dla historyka, jak i każdego czytelnika chcącego poznać prawdziwe oblicze wojny. Choć trzeba też przyznać, że w obawie przed sądem wojennym, zdarza się Sanderowi pomijać niektóre fakty, świadczące na niekorzyść armii niemieckiej i jej dowódców.
Książka stanowi wartościowe źródło historyczne, nie pisane dla celów propagandowych. Relacjom z walk frontowych towarzyszą szczere refleksje na wiele tematów. Trwoga o własne życie idzie w parze z poczuciem misji do spełnienia w imię narodowoscjalistycznych ideałów. Friedrich Sander odsłania przed czytelnikiem swój świat, młodego, ambitnego oficera Wehrmachtu. Zaangażowanego politycznie, ale i nie stroniącego od uwag krytycznych pod adresem niemieckich dygnitarzy. To świat pełen przemocy i cierpienia, którego na froncie wschodnim doznawały obie strony konfliktu. Dziennik pozwala również zrozumieć psychologiczne aspekty wojny, w tym strach, stres, upadające morale i determinację żołnierzy, którzy musieli stawiać czoła zarówno wrogowi, jak i niesprzyjającemu środowisku. Dzięki relacjom Friedricha Sandera mamy unikalny wgląd w realia walk prowadzonych na froncie wschodnim II wojny światowej i postawy żołnierzy niemieckich.
W ramach podsumowania warto przytoczyć znamienne słowa autora dziennika:
„Codzienne doświadczenia uświadamiają nam, jak niewiele znaczy nasze życie i jak bardzo powinniśmy być wdzięczni za sam fakt istnienia. Ta wiedza musi skłaniać nas do wielkich czynów, bo tylko tak możemy dowieść, że jesteśmy godni istnienia”.
Ktoś taki jak Friedrich Sander, ktoś, kto przeszedł drogę przez piekło, najpełniej pojmie znaczenie tych słów.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.