Zdarza Wam się czytać książki z polecenia znajomych? Często korzystacie z takich polecajek?
Ja od czasu do czasu, kiedy fabuła naprawdę mnie zainteresuje lub gdy udzielą mi się emocje osoby, która zachwala daną pozycję.
Tak też sięgnęłam po „Jedyne prawdziwe miłości” autorstwa Taylor Jenkins Reid i nie żałuję.
Książka już od pierwszego zdania intryguje, sugeruje, co wydarzy się dalej, a kolejne rozdziały to retrospekcje, które opowiadają całą historię.
Główna bohaterka Emma poznaje swojego ukochanego w bardzo młodym wieku, w liceum. Zakochują się w sobie i stają się nierozłączni. W końcu biorą ślub, a tuż przed pierwszą jego rocznicą Jesse wybiera się na wyprawę gdzieś nad Pacyfik, i ślad po nim zanika.
Zdruzgotana Emma przeżywa silną żałobę, nie potrafi pozbierać się po utracie ukochanego, załamuje się i z czasem próbuje układać życie na nowo.
Po kilku latach spotyka dawnego znajomego i próbuje stanąć na nogi. Z czasem oboje zakochują się w sobie, a Sam jest bardzo wyrozumiały i nie próbuje zastąpić jej dawnej miłości. Kiedy postanawiają się zaręczyć, dzieje się coś niemożliwego...
Jesse wraca, okazuje się, że przeżył katastrofę samolotu i w końcu odnalazł drogę do domu...
Oszołomiona Emma staje przed trudnym wyborem, którego z mężczyzn wybrać? Męża czy narzeczonego? Obu kocha całym sercem, ale w jej życiu jest miejsce tylko dla jednego z nich ...
Książka wzbudziła we mnie wiele emocji, momentami nie mogłam jej odłożyć, bo tak bardzo chciałam dowiedzieć się, co wydarzy się dalej.
Bardzo współczułam bohaterom sytuacji, w której się znaleźli, a była ona niewyobrażalna. Autorka w świetny sposób przedstawiła emocje całej trójki.
Moim zdaniem historia zyskałaby, gdyby powrót Jessego był zaskoczeniem, tymczasem wiemy o całym dramacie już od pierwszego zdania, a nawet z opisu, który znajduje się z tyłu książki. Myślę, że element zaskoczenia wywołałby silniejsze uczucia w czytelniku. Chociaż i bez tego zabiegu było ich sporo...
Na początku przeszkadzała mi trochę niekonsekwencja autorki, jeśli chodzi o czas i chronologię. Ewidentnie miała z tym problem, bo wciąż nie zgadzał mi się albo wiek bohaterów, albo czas, który rzekomo minął od danych wydarzeń. Na szczęście mniej więcej w połowie książki było tego mniej lub przestałam zwracać na to uwagę.
Choć nie należę do bardzo wrażliwych czytelników, nie wzruszam się aż tak, żeby książki doprowadzały mnie do łez, naprawdę odczuwałam bardzo silne emocje podczas lektury. Rozumiałam punkt widzenia każdego z bohaterów i bardzo im współczułam.
Żałuję, że książka była stosunkowo krótka i tak naprawdę dostaliśmy tylko ogólny zarys wydarzeń. Podobało mi się jednak, że dzięki retrospekcjom, poznałam postacie w młodym wieku i mogłam przyjrzeć się początkom ich znajomości i zaobserwować ich rozwój.
Jest to książka warta uwagi i zachęca do daleszego poznawania twórczości autorki. Co zamierzam zrobić.
Znacie twórczość Taylor Jenkins Reid? Czytaliście „Jedyne prawdziwe miłości”? Jeśli tak, jesteście team Jesse, czy team Sam?