„Chłopak, którego nie było” to ten rodzaj książki, przy której trzeba się głęboko zastanowić jak opisać fabułę tak, by za dużo nie zdradzić i nie pozbawić Czytelnika przyjemności w jej odkrywaniu.
Mamy do czynienia z prozą obyczajową z romansem w tle. Poznajemy Martynę i całą historię jej życia, notabene trudnego i niesprawiedliwego oraz obserwujemy jak to życie ulega zmianie pod wpływem poznania pewnego mężczyzny, w którym dziewczyna się zakochuje.
Fabuła jest lekka, książkę czyta się szybko i przyjemnie. Wydarzenia w życiu Martyny bardzo wciągają jednak całość momentami jest dość przewidywalna. Gdybym miała podsumować to, co tu się wydarzyło, to Martyna przypomina mi troszkę Kopciuszka. To wszystko wpływa na fakt, iż opowiedziana tu historia jawi się jako nierealna, a wszystko jest zbyt wyidealizowane. Dlatego też czytając tę pozycję w pewnym momencie sama nie wiedziałam czy mi się podoba czy raczej mierzi mnie. Na pewno spodoba się tym z Was, którzy lubią historie miłosne pokroju harlequinów. Jeśli raczej lubicie trudne książki, z trudnym uczuciem i oddaną całą jego realnością – możecie się umęczyć tą pozycją. Jednak…
Elżbieta Rodzeń stworzyła tu przepiękną i wyróżniającą się spośród innych opowieść o nadzwyczajnej miłości i przeznaczeniu, podeszła do tematu nieszablonowo, popuściła wodze fantazji i przede wszystkim gratuluję pomysłu na motyw przewodni, bo to on właśnie spowodował, iż mimo, że nie do końca odnalazłam się w tej pozycji, śmiało mogę powiedzieć, że mi się spodobała. Jestem pod ogromnym wrażeniem pomysłu na napisanie tej historii. Ponadto wspomniałam Wam wcześniej, że fabuła momentami jest dość przewidywalna i faktycznie tak jest, jednak autorka nie odkrywa wszystkich kart od razu. Nawet jeśli domyślicie się pewnych elementów układanki, autorka zaraz podrzuca kolejne tajemnice i wątpliwości i chcecie iść szybko do przodu i znów odkrywać kolejne i kolejne. Czytanie tej pozycji przypomina wchodzenie po schodach. Wchodzę na schodek i odkrywam jeden fakt, ale nadal coś się nie zgadza i jestem zaintrygowana, wchodzę więc na kolejny i wdrapuję się powoli na górę, a po drodze wszystko staram się sobie poukładać i nagle już wszystko wiem. Jedna tajemnica się wyjaśnia i rozwikłuje, ale natychmiast pojawia się kolejna nuta niepewności. Ostatecznie zakończenia też możemy się domyślić, nie będę oszukiwała, że jest nieprzewidywalne, bo nie jest. Ale droga prowadząca do niego jest całkiem przyjemna i miła.
„Chłopak, którego nie było” to bardzo ciekawa i zaskakująca pozycja. Zaskoczyła nawet mnie samą. Nie jest to ten typ historii, które lubię najbardziej. Zamiast o idealnej miłości wolałabym przeczytać pełen tragedii dramat, coś co byłoby mi po prostu bliższe i bardziej realne. Jednak książka zaskoczyła mnie pięknem kryjącym się w pomyśle na nią. Jest niestandardowa i fascynująca. Do tej pory jestem pełna podziwu dla autorki za taką fabułę książki. I mimo, że historia Martyny jest troszkę bajkowa, to właśnie dla tego pięknego i nietuzinkowego pomysłu na jej przedstawienie, warto po nią sięgnąć i ją przeczytać. Oderwiecie się od codziennych trosk i spojrzycie na miłość, przeznaczenie i los z innej perspektywy.