Pikantne święta recenzja

Julia Szulc miała poukładane życie - pracę w jednej z najlepszych paryskich restauracji oraz partnera, z którym planowała ślub i dzieci. Kiedy wszystko legło w gruzach, postanowiła wrócić do Warszawy i otworzyć swoją restaurację. Niespodziewanie jednak dostała ofertę pracy jako zastępca jednego z najbardziej znanych szefów kuchni - Remigiusza Zarańskiego. Mężczyzna nie tylko jest autorytetem w swojej dziedzinie, ale także niezwykle przystojnym celebrytą, prowadzącym program kulinarny w telewizji.

Julka nie podejrzewa jednak, że za propozycją Remigiusza kryje się drugie dno. Jego menadżer uknuł plan, który w skrócie można określić słowami - przyjaciół trzymaj blisko, ale wrogów jeszcze bliżej. Julka, choć sama nie ma o tym pojęcia, stanowi zagrożenie dla kariery telewizyjnej Remka. Dlatego mężczyźni postanawiają przeciągnąć ją podstępem na swoją stronę.

Remek cieszy się dużym powodzeniem wśród płci przeciwnej i ochoczo z tego korzysta. Jednakże pojawienie się Julki wywraca jego życie do góry nogami. Mężczyzna walczy z pożądaniem i jako swój oręż wybiera bycie prawdziwym dupkiem. Nie może jednak przesadzać, bo za wszelką cenę musi zatrzymać Julkę w pracy.

Czy tajemnica panów wyjdzie na jaw? Jak zareaguje Julka? Czy Remek jest aż takim egoistą, żeby być gotowym zniszczyć jej karierę? A co się stanie, gdy do tego wszystkiego dołożymy jeszcze uczucia? Musicie przekonać się sami - to będą iście pikantne święta!

Książkę czyta się bardzo lekko i powoli wprowadza nas ona w świąteczny nastrój. Podobała mi się kreacja bohaterów - Julki i Remka oraz ich wewnętrzne rozterki. To pozwala bardziej poznać ich charakter, bo nie zawsze czynny są zgodne z myślami i naszym sumieniem. A czasami po prostu możemy zostać źle zrozumiani.

Myślę, że ciekawym dodatkiem mogą być przepisy kulinarne, które zamieszczone są po zakończeniu każdego rozdziału, a dotyczą potraw pojawiających się w książce.

Polecam Wam tą pozycję - można się przy niej fajnie zrelaksować. Ja sięgam po wszystkie książki Katarzyny Rzepeckiej. 😉