Ale o co właściwie się rozchodzi? Cała „drama” rozpoczęła się odwywiadu dla vibez.pl i słynne już wypowiedziane przez Kos:„Co najwyżej mogę posłać jej spojrzenie pełne wyższości”.Kilka pytań z wywiadu kręciło się wokół cyklu365dni, w których autorka nie była za miła i zabrakło jej pokory. Poza tym przyznała się, że jest fanką autorki, która też miała „dramę” z Panią Lipinską.
Każdy kto czytałmoją recenzję na temat cyklu365dnilub porównanie naINSTAGRAMIEz innymi książkami, wie, że nie jestem wielką fanką lecz podchodzę do tego obiektywnie.
Niebezpieczna transacjato debiutancka powieść. Ja osobiście dowiedziałam się o niej dopiero z artykułu.
Jak już wspomniałam Lara Kos wspomina o swoich ulubionych autorkach, dzięki którym zaczęła pisać: Kinga Litkowiec oraz K. N. Haner, które też zawitały na moich półkach. Dziwnym przypadkiem ich opinie są na okładce tej książki. Z tego, co pamiętam dla Pań powyżej to żadna nowość, bo wcześniej robiły sobie takie przysługi. Jak to dla mnie wygląda? Jak zaistnienie w świecie autorów poprzez nazwiska tych bardziej znanych, a mamy tu trzy dość mocne nazwiska.
Ale ja tu o „dramie”, a co myślę na temat książki? Nie jest to najgorszy romans, jaki przeczytałam, ale z całą pewnością najgorszy polskiej autorki. Tak jak365dnimusiało stanąć w obliczu krytyki, iż fabuła to dodatek do scen erotycznych, tak tu jest dużo gorzej.
Dwudziestoletnia Chloe Ayling obudziła się otępiona środkiem usypiającym, skuta kajdankami izapakowana do ogromnej torby podróżnej, przez wąską szczelinę ledwie mogła oddychać. Następnych sześć dni spędziła ze związanymi rękami inogami, obserwowana non stop. Porywacze przechwalali się, że wciągu ostatnich pięciu lat…
Nie chciało mi się tego czytać. Guzik mnie obchodziło, czy jakaś Chloe przeżyła porwanie, czy nie. Widocznie na to zasługiwała, skoro tak łatwo dała się gościowi nabrać. Biedna, liczyła pewnie, że poznała mężczyznę swojego życia ibędą żyli długo iszczęśliwie. Atak wżyciu nie ma! Życie to nie bajka. Jeśli sama osiebie nie zadbasz, nikt nie zrobi tego za ciebie.
Po tym cytacie, chce się powiedzieć tylko: „O, ironio!”. Dlaczego? Czytacie dalej.
Sandra jest wykształconą osobą, ale już od pierwszych stron sugeruje nam się, że bez mężczyzny nie potrafi dać sobie rady, a zamiast „zabrać się za robotę” woli wyjścia z przyjaciółkami. Jest w toksycznym związku, w którym daje się wykorzystywać seksualnie, ale oczywiście nic z tym nie robi, chociaż wszyscy wokół mówią, że dawno powinna rzucić tego faceta. I tak po kilku rozdziałach i opisywaniu szczegółowo postaci oraz rzeczy, które później nie będą miały najmniejszego znaczenia, dochodzimy do głównego wątku. Sandra w pracy poznaje bogatego Adonisa o inicjałach T.M. lub jak ktoś woli M.T. (czy tylko mi w tej całej sytuacji przychodzi inna postać na myśli?), który daje jej najlepszy seks wszechczasów.
Nie chcąc opisywać całej fabuły powiem tylko, że polega ona na schemacie podróż – seks – zakupy – seks – podróż… Sam tytuł sprzedaje nam spoiler całej książki, bo otrzymujemy pewne wskazówki, gdzie już przy pierszej tylko małpa się nie domyśliła, kto jest czarnym charakterem i co dokładnie otrzymamy w dwóch przedostatnich (najciekawszych) rozdziałach. Najgorszym pomysłem jest jednak wstawienie dialogu, gdzie Sandra opowiada, jak tęskni za Torem, ale nie usycha z miłości. O nie. To to nie tu. Brakuje jej seksu z nim.
Trudno mi zliczyć to ile mamy zaporzyczeń wątków z książek K. N. HANER. Naprawdę czytając "Niebezpieczną transakcję" widziałam w głowie urywki z tych książek. I nie chodzi o styl pisania, bo są całkowicie różne. Z drugiej strony to już moje czepialstwo o szczegóły, bo w tym świecie nie powstało dawno nic oryginalnego na polskim rynku romansów mafijnych. Inspirację można wybaczyć.
Pociągnięcie pomysłu pod romans kryminalny to duży plus, jednak nie przekłada się to na fabułę. Widać kolosalną różnicę pomiędzy książką Kos a Armentrout, gdzie zamysł jest podobny. Pomysł jest wykorzystany zaledwie w 1%, co sprawia, że książce i samej historii brak potencjału, a żeby to naprawić drugi tom w niczym nie przypominałby pierwszego, no i nie wiadomo kto po kiepskim początku będzie chciał czytać dalej.