„Devil” Julii Brylewskiej to debiut, który zaliczam do udanych. Jest to pierwsza część serii Inferno, która swoją premierę miała już jakiś czas temu. Ale jak to u mnie czasem bywa, za niektóre książki ciężko mi się zabrać, a jak już wezmę je do ręki to żałuje, że zrobiłam to tak późno. I tak też jest w przypadku „Devila”.
Już po samym prologu wiedziałam, że ciężko mi będzie odłożyć tę książkę i dokładnie tak też było. Autorka ma tak swobodny i lekki styl pisania, że ja przez każdą stronę przepływałam w zastraszającym tempie, coraz bardziej zagłębiając się w tę historię. Cała książka jest zachowana w naprawdę spokojnym tonie, stworzona intryga bardzo mnie zaciekawiła, a dodatkowo aura tajemniczości pogłębiała chęć poznania dalszych losów bohaterów.
Viktor Sharman to najbogatszy człowiek w Filadelfii i jednocześnie jedyny ratunek dla Thomasa Warrena, który zadłużył rodzinną firmę na ogromne sumy pieniędzy. A że Viktor jako jedyny jest w stanie mu pomóc, stawia on swój warunek – siostra Thomasa, Hailey musi wyjść za niego za mąż…. Czy dziewczyna się zgodzi? Czy może rodzina Warrenów znajdzie inny sposób na wyjście z długów? – powiem Wam tak, z jednej strony poczułam się naprawdę zaintrygowana, bo zastanawiałam się co, jak, gdzie i dlaczego, ale z drugiej warunek postawiony przez Viktora mocno mnie rozśmieszył i wydał mi się taki… absurdalny… no bo jak, przecież Ci ludzie się w ogóle nie znają, więc skąd ten dziwny pomysł? Rozumiem, że bogacze mają różne swoje zachcianki, ale aż taka desperacja? Odpowiedzi na te pytania oczywiście poznałam, ale nie usatysfakcjonowało mnie to w całości i dalej twierdze, że niektóre rzeczy są dla mnie niepojęte :P Przez większość książki zastanawiałam się, dlaczego Viktor nazywany był Diabłem, no bo tak po prawdzie on wcale straszny nie był, a to że miał pieniądze i mógł kupić wszystko na co miał ochotę, nie czyniło z niego Lucyfera ;)
Ciekawie wykreowani bohaterowie, ich relacja rozwijała się powoli i to naprawdę powoli. Nie było tu fajerwerków, ogromnych uniesień, czy szaleństwa. Wszystko przebiegało niezwykle „dojrzale”, jak na ich dwadzieścia parę lat. Jednakże surowość i opanowanie Viktora, ta tajemnicza aura krążąca wokół niego, została utrzymana do samego końca, co bardzo mi się podobało. Za każdym razem jak Hailey przekraczała próg jego rezydencji, miałam wrażenie chłodu, niczym w zamku z „Pięknej i Bestii” – i to naprawdę było genialnie wykreowane. Widać, że autorka naprawdę dobrze dopracowała swoja powieść i to zasługuje zdecydowanie na uznanie.
Dodatkowy plus za wszystkich bohaterów drugoplanowych, cała rodzina Hailey była cudowna i taka rzeczywista – Kris, Edward i Thomas, no i oczywiście przyjaciółka Meggie. Polubiłam każdego z nich. I tak szczerze, myślę, że jest ich tu więcej niż samego Victora i Hailey – ale kto wie co przyniosą kolejne dwa tomy? :D książkę Wam polecam, a ja zabieram się za drugą część „Angel”, która swoją premierę miała wczoraj! Jeśli już czytaliście „Devila” dajcie znać czy Wam się podobał!