Bardzo chciałem przeczytać tę książkę. Nie często tak mam w ostatnim czasie, bo nie narzekam na brak książek czekających w kolejce, jednak w tym wypadku naprawdę wyczekiwałem przesyłki. To jak reklamowana jest ta pozycja przez wydawnictwo, uznanie krytyków potwierdzone nagrodami literackimi oraz (co też ma znaczenie) przepiękne wydanie - wszystko to sprawiło, że odłożyłem obecne lektury na bok i dałem porwać się narracji Becky Chambers.
"Psalm dla zbudowanych w dziczy" to coś z pogranicza baśni i fantastyki. Książka ta, będąca pierwszym tomem cyklu "Mnich i robot", wciąga i można ją pochłonąć w jeden wieczór. Posiada przemyślaną strukturę, a przy tym posiada w sobie dużą dozę świeżości. To opowieść momentami zabawna, a jednocześnie bardzo refleksyjna. Chciałoby się powiedzieć, że to pozycja mądra, choć jednocześnie dość mocno jednostronna, zabarwiona poglądami autorki - co przecież nie jest niczym dziwnym bądź niewłaściwym.
Jednak sprawiało mi to trudność w lekturze. Chciałem czytać (i to robiłem), a jednocześnie miałem poczucie, że celowo jest mi to utrudniane. O samej Becky Chambers nie dowiadujemy się zbyt wiele - wydawca umieścił na końcu książki krótką notę, która kończy się informacją, że żyje ona wraz z żoną w Kalifornii. I choć teoretycznie seria "Mnich i robot" jest zupełnie niezwiązana z ruchem LGBTQ+, to jednak poglądy autorki są zaznaczone niemalże w każdym zdaniu. W jaki sposób? Poprzez stosowanie "niebinarnych zaimków". Gdy herbaciany mnich (they/them) spotyka w dziczy robota, pyta się o to jakiej jest płci. Okazuje się, że jej nie ma, co mnichowi się podoba, bo on też z żadną się nie identyfikuje. I tak (ten w języku polskim) robot konsekwentnie "robiło", "mówiło" i "myślało", a (ten w języku polskim) mnich, noszący imię Dex, konsekwentnie "zmarszczyli brwi", "są zdziwieni" i "nie spodziewali się" tej czy innej reakcji. Było to w trakcie lektury uciążliwe i mylące. Rozumiem poglądy autorki, ale to pierwsza książka, w której spotkałem się z takim używaniem języka, co sprawiało, że (w moim odczuciu) przekaz cierpiał, zamiast zyskiwać.
To wielka szkoda, ponieważ książkę oceniam jako wartościową. Lubię w ostatnim czasie sięgać po science-fiction. To dobra płaszczyzna, aby w nieco skrzywionym zwierciadle, opowiadać o naszej codzienności. Wyolbrzymiać pewne sprawy, albo pokazywać je z perspektywy, z której wcześniej nie zdecydowaliśmy się na nie spojrzeć. Taki jest "Psalm dla zbudowanych w dziczy". To naprawdę oryginalny pomysł na fabułę, w oparciu o wymyślone przez autorkę uniwersum. Świat mnicha jest nam bliski, a jednocześnie odległy. Trudno określić w jakiej przestrzeni, i w jakich czasach dzieje się to, o czym czytamy. Ale jest to historia wartościowa i mądrze poprowadzona.
Autorka stawia ważne pytania - o sens życia, o naszą przydatność, o to dlaczego bywamy smutni i czy można to przezwyciężyć. Książka dedykowana jest "wszystkim tym, którym przydałaby się chwila wytchnienia", co pozwala uznać, że jest to książka dla wszystkich. Bo kto z nas nie potrzebuje się zatrzymać w swojej gonitwie, zmartwieniach, trudnościach i odetchnąć.
To dobra książka, która wciąga i skłania do refleksji. Jednocześnie jest to lektura, która napisana została w taki sposób, że ciężko się ją czyta. Dlatego nie mogę ocenić jej wyżej, co nie znaczy, że nie planuję zaraz sięgnąć po drugi tom przygód mnicha i robota.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.