Babcocha przylatuje do Grajdołka na chmurze. Znajduje w orzechu Licho a w lesie spotyka Bernadettę, samotną dziewczynkę z czarnymi warkoczami, skarpetkami i paznokciami (wszystko do siebie pasuje). Niestety, Bernadetta ma oprócz pasujacych do siebie warkoczy, skarpetek i paznokci całkiem poważne problemy...
Urok książek znakomitego duetu Justyna Bednarek i Daniela Latour polega na tym, że nadają się dla dzieci i dla dorosłych. Tutaj pod płaszczykiem historii o dobrej czarownicy pokazane są ważne problemy społeczne: zaniedbane dzieci, alkoholizm ( ukryty pod eufemizmem „sok malinowy dla dorosłych”), chciwość i bezwzględność, dręczenie zwierząt, utrata jednego z rodziców... Wszystko podane w lekkiej, bajkowej, zabawnej formie odpowiedniej dla dzieci a dorosłych skłaniajacej do refleksji. Babcocha z tymi problemami świetnie sobie radzi. Za pomocą czarów doprowadza do porządku mieszkańców Grajdołka. Zawsze zjawia się się w odpowiednim miejscu i czasie i pstryknieciem palcami u nóg (sic!) dokonuje zadziwiajacych sztuczek. Nikomu nie robi krzywdy a wielu ludzi skłania do zmiany postępowania. Pomaga też Bernadettcie, nie tyko czarami. Nieraz siedzą sobie po prostu nad wodą i milczą, lub na dachu i patrzą na gwiazdy...
Kupiłam książkę wnuczce, bo bardzo podobały nam się przygody skarpetek tych samych autorów. I nawet na jednym z rysunków zauważyłyśmy wędrującą skarpetkę, która gdzieś mimochodem kontynuuje równolegle swoje przygody. Ilustracje Daniela Latour są wżnym elementem tych książeczek- zabawne, dowcipne, podkreślajace akcję i nastój. Wnuczka uwielbia je oglądać, choć wcale nie są cukierkowe, jak ilustracje Disneya. I doskonale wyczuwa ich ironię.
Czytałyśmy na raty, bo „Babcocha” składa się z 54 krótkich historyjek i można przerwać każdej chwili i potem do nich wrócić. Dostarczyła nam zabawy i wzruszeń a przede wszystkim- miło spędziłyśmy razem czas. Myślę, że kilka takich dobrych czarownic przydałoby się w wielu miejscach na świecie a nie tylko w książkowym Grajdołku...