„Dolores Claiborne” jest jedną z trzech powieści Stephena Kinga zaliczaną do tzw. „trylogii kobiecej” (obok omawianej w skład owej trylogii wchodzą jeszcze „Gra Gerarda” oraz „Rose Mader”). Książka ta ukazuje historie życia tytułowej bohaterki.
Jest ona (Dolores) oskarżona o morderstwo swej pracodawczyni bogatej Very Donovan. Podczas przesłuchania przyznaje się do popełnienia zupełnie innej zbrodni. Deklaruje, iż „wszystko, co robiłam, robiłam z miłości”. Dolores opowiadając swoją historię cofa się do lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, do czasu, kiedy była młodą kobietą i zakochała się w swoim przyszłym mężu Joe`m St George`u. Nie zaznała jednak szczęścia u jego boku. Mąż bowiem coraz częściej zaglądał do kieliszka i znęcał się nad nią i nad dziećmi („Po raz pierwszy sprawił mi manto w drugą noc po ślubie”, „…bydlak zmusił córkę, by robiła z nim wszystko, co dziewczyna może robić z facetem”). Dolores wraz z rodziną mieszkała na wyspie Little Tall, gdzie pracowała jako sprzątaczka w letnich rezydencjach bogatych turystów. Kiedy zaczęła tracić kontakt ze swoja córką Selenom i dowiedziała się, że przyczyną tego stanu jest Joe, zaczęła snuć plany zabójstwa męża…
Muszę przyznać, iż jest to jeden z najlepszych thrillerów psychologicznych, jakie było mi dane przeczytać. Powieść ta może zarazem przestraszyć, jak i wzruszyć czy rozśmieszyć. Ciekawym zabiegiem jest na pewno sposób przedstawienia samej historii ukazanej w konwencji monologu Dolores podczas przesłuchania na posterunku policji.
Opowieść jest płynna i trzyma w napięciu. Dla mnie jednak, największym atutem tego utworu jest genialnie naszkicowany portret psychologiczny głównej bohaterki. Książka rewelacyjnie ukazuje charakter „kobiety po przejściach”, której los nie oszczędzał cierpień. Mimo, iż Dolores jest morderczynią, to nie sposób jej nie polubić - czytelnik mimo wszystko darzy ją sympatią i rozumie jej postępowanie. Postać tytułowej bohaterki jest, więc doskonale wykreowana.
Mnie osobiście bardzo przypadły do gustu jej wypowiedzi. Narracja, jak zwykle u Kinga stoi na bardzo wysokim poziomie, a jego dowcip naprawdę potrafi rozśmieszyć. Znakomicie ukazano miejsce akcji powieści, czyli wyspa Little Tall.
King bardzo dobrze przedstawił małomiasteczkową społeczność. Wszyscy bohaterowie są świetnie nakreśleni, nie ma postaci zupełnie „białych” lub „czarnych”, lecz występują różne odcienie szarości. Nikt nie jest po prostu dobry lub zły, nikt - na czele z główną bohaterką - nie jest święty i wyidealizowany. W każdej postaci można znaleźć cechy pozytywne jak i negatywne, co sprawia, że cała powieść zyskuje znacznie na realizmie. Taką postacią jest Vera Donovan, która najpierw wydaje się samolubną egoistką. Jednakże jej postępowanie wyjaśnia się w zakończeniu powieści i wydaje się być usprawiedliwione.
Następnym atutem tego utworu jest interesujące zakończenie, które zostało przedstawione w formie wycinków prasowych dotyczących głównej bohaterki. Książkę tą czyta się naprawdę przyjemnie.
Całość można przeczytać w dwa wieczory, ale w pamięci czytelnika zostaje ona niepomiernie dłużej.
Musze przyznać, że książka ta jest naprawdę warta przeczytania i trudno się od niej oderwać. Porusza ona bardzo delikatny temat, ale nie jest trudna w odbiorze. Powieść ta wyzwala w człowieku wiele emocji i sprawia, że naprawdę nie można przejść obok niej obojętnie...