Żmudnie wymacujemy drogę przez ciemność, żeby przynajmniej tu i ówdzie natrafić na coś przydatnego." (str.158)
Ile światów, ile odcieni kryje w sobie proste, ludzkie życie. Nawet, gdy należy do siedemnastolatka, który niewiele jeszcze wie o otaczającej go rzeczywistości. I zwłaszcza wtedy, gdy nagle rzucone jest w inne mury, ulice, a przede wszystkim inne od niedawnych czasy.
Świat Franza, bohatera książki Roberta Seethalera, był niczym niezmącona troskami dziecięca bajka. Pozbawiony obowiązków, konieczności dbania o przyszłość, troski o siebie, matkę i ich wspólne chwile, spędzane w pięknej austriackiej miejscowości położonej nad jeziorem. Kiedy jednak nieszczególnie moralnie poprawna "opieka" miejscowego magnata kończy się wraz z jego nagłą śmiercią, chłopak zmuszony jest wyjechać do stolicy. Kuszącego wielkością, tłumem i sławą Wiednia okresu przedwojennego.
I to właśnie tutaj, na progu sklepiku znajomego matki, rozpoczyna się prawdziwa opowieść pod tytułem "Trafikant". Opowieść o dojrzewaniu, odwadze, rozczarowaniach i nadziejach - zwykła ludzka droga. Opowieść barwiona w niektórych momentach niezwykłymi odcieniami - psychoanalizą, nazizmem, niepokojem, terrorem, tchórzostwem. A wszystko to w formie prostej niczym nasze ścieżki, a jednocześnie obfitujące w utrudniające spacer owymi ścieżkami, kamienie losu.
Pierwsza praca - najdziwniejsza z dziwnych, gdzie czytanie, obserwowanie, tkwienie w ciszy zdaje się wydawać większe plony niż fizyczne zadania. Pierwsza miłość ubrana w tyle zawirowań, ile tylko owo pierwsze zauroczenie może przynieść.
"Na skałach kobiecości roztrzaskują się nawet najlepsi z nas!" (str.88)
Pierwsze zderzenia ze złymi ludźmi, stereotypami i uprzedzeniami. I pierwszy strach przetkany brawurową odwagą, gdy staje się naprzeciw przytłaczającym, głośnym wulgaryzmem nazizmu, faszyzmu, szkalowania, wbijania w więzienne mury, oskarżania dla zasady, z zawiści.
"Obecne wydarzenia na świecie nie są niczym innym jak nowotworem, wrzodem ropiejących, śmierdzącym guzem dymieniczym, który wkrótce pęknie i wyleje swą odrażającą zawartość na całą zachodnia cywilizację." (str.157)
Franzowi będzie dane poznać dobro i zło, radość i strach, szaloną miłość i jej utratę, spokój uporządkowanej pracy i niezwykłość rozmów z człowiekiem obdarzonym największym ze współczesnych umysłów. Czeszka zawładnie jego wyobraźnią, by potem pokazać, jak miałkie są nadzieje młodego chłopca w zderzeniu z interesownością międzyludzkich związków. Wspaniały, godny podziwu i naśladowania pracodawca - Otto Trsnjek - pokaże mu jak wiele można zdziałać kilkoma słowami i z jaką dumą można obnosić kikut nogi "oddanej za wolność ojczyzny". Wreszcie, mieszkający po sąsiedzku Profesor Freud wciągnie młodego mężczyznę w zadumę i filozoficzne rozważania, o jakie młodzian sam siebie jeszcze całkiem niedawno nawet nie podejrzewał.
"Mówią przecież, że p r a w d a t o p r a w d a i t y l e. Ale ja mówię, że właśnie tak nie jest! Przynajmniej u nas, w naszym błogosławionym mieście Wiedniu, jest tyle prawd, ile okien, za którymi siedzą ludzie, którzy w ich przekonaniu coś widzieli albo słyszeli, albo wywęszyli, albo jakoś o tym czy o tamtym wiedzieli. A co dla jednego jest słuszne, to dla drugiego największa głupota na tym bożym świecie i na odwrót." (str.272)
Tyle w tej książce tematów, tyle różnych odcieni, że aż rodzi się obawa o nadużywanie wyobraźni, o popychanie czytelnika w kierunku rozbudowanych, zawiłych rozważań. Otóż nic bardziej mylnego. Robert Seethaler, znany już polskim czytelnikom z fenomenalnego "Całego życia", jest bowiem mistrzem umiaru. Z prostotą, która nie ujmuje książce inteligencji ani obrazowości, autor opowiada niczym spotkany na ulicy Wiednia przechodzień, który chce podzielić się pewnym przeszłym doświadczeniem. Ze swadą, lekkością, ale też uderzając w czułe struny i wbijając w szpilki w najbardziej drażliwe miejsca, wskazuje dobro i niewinność i postawione naprzeciw nim cierpienie i niesprawiedliwość. Tyle tu stron, przy których uśmiech nie schodzi z ust, ile wykrzywionych grymasem niedowierzania akapitów. Prostota w formie zupełnie niezwykłej.
"Trafikant" to dla mnie kolejny dowód na to, że Robert Seethaler należy do autorów wyjątkowo przeze mnie ukochanych - pisarzy, którzy obierają za cel zwykłe ludzkie życie, po czym rozbierając je na atomy wskazują jak bardzo one zwykłe nie jest.