Tydzień temu swoją premierę miała książka "Droga na szczyt" autorstwa Eweliny Dobosz.
Raz na jakiś czas trafiamy na książkę, po której długo nie można się pozbierać, która zaprowadza w głowie chaos czytelniczo-rozkminkowy (każdy nazywa to inaczej, ale wiecie co mam na myśli).
Podejrzewałam, że to będzie petarda, ale żeby aż taka...
Pierwszy raz miałam okazję czytać romans z tematyką górską w tle. Dało się odczuć, że Ewelina doskonale przygotowała się do zadania, gdyż opisy samej wyprawy, krajobrazów, ciekawostek związanych ze wspinaczką były tak szczegółowe i realistyczne, że po przeczytaniu mogłabym powiedzieć "byłam tam, widziałam to na własne oczy". To jest niesamowite. Widać w tym ogromną pasję Autorki.
Bohaterów książki połączyło przede wszystkim zamiłowanie do wspinaczki wysokogórskiej. Daniel kocha góry i nie przestał nawet wtedy, gdy zabrały mu narzeczoną. Chce wyruszyć na ostatnia wyprawę, by zdobyć Everest i symbolicznie pożegnać się z przeszłością, lecz nie ma na to funduszy. Dla Liwii, prowadzącej wraz z narzeczonym firmę, pieniądze nie stanowią problemu. W zamian za sfinansowanie wyprawy chce zdobyć Everest razem z Danielem i jego ekipą. Liwię i Daniela, dwie silne osobowości, jak się okazuje okrutnie skrzywdzone przez los, połączyła namiętność i chęć zmiany, potrzeba rozpoczecia nowego życia. Czy zdołają zostawić przeszłość za sobą i zawalczyć o siebie, o własną przyszłość? Autorka opowiada historię miłości i namiętności w trudnych warunkach, wręcz ekstemalnych pod każdym względem. Ktoś pięknie napisał, że ogień, który połączył Liwię i Daniela stopiłby nie jeden lodowiec. Oj tak, między bohaterami dosłownie wrze, chemia w czystej postaci. Nie będzie chyba zaskoczeniem, jak napiszę, że sceny zbliżeń w tej książce są równie barwne jak flagi modlitewne w Himalajach. Trzeba przyznać, że Ewelinie te sceny wychodzą nad wyraz dobrze 😈😈😈 Nie są ani przesadzone, ani zbyt ubogie, wszystko w punkt.
Jest to tego typu historia, której ciężar nie spada na czytelnika wraz z ostatnim rozdziałem, tylko chwilę po. Ostatnie 50 stron przeczytałam dosłownie na wdechu. Zakończenie było ogromnym zaskoczeniem. Jak już uzmysłowiłam sobie co się wydarzyło, przez co musieli przejść bohaterowie, ile musieli mieć siły i determinacji, to emocje we mnie kipiały. Najbardziej mnie uderzyło uświadomienie sobie kruchości ludzkiego życia oraz samotność jako życie wśród nieodpowiednich ludzi. Przeraziła mnie tajemnica Liwii. (Nie będę tu spoilerować, ale wspomnę tylko, że problem poruszony w książce jest plagą XXI wieku.) Możemy przez życie przejść zupełnie sami, bez bratniej duszy, samotni w tłumie, często krzywdzeni i nierozumiani, jeżeli zaufamy nieodpowiednim osobom i odrzucimy tych, którzy nas kochają...
Jak by ktoś pytał, to nadal mam w głowie tę historię, nadal rozkminiam, a to znaczy, że okazała się nie petardą, a bombą atomową.
🏔️❤️🏔️❤️🏔️❤️🏔️❤️🏔️❤️🏔️
"Bo w życiu najważniejsze jest, by złapać oddech. Złapać oddech i ruszyć dalej."
Piękne i prawdziwe...