„Królestwo złowrogich” autorstwa Kerri Maniscalco to już trzeci, a zarazem ostatni tom trylogii, dla której straciłam głowę.
Będę z Wami szczera i przyznam, że mam dość mieszane uczucia co do tej części. Dlaczego? Miałam co do niej pewne oczekiwania, których autorce nie udało się spełnić. Czy żałuję, że przeczytałam ten tytuł? Z jednej strony tak, ponieważ to koniec mojej przygody u boku Pana Gniewu, którego po prostu uwielbiam, a z drugiej nie, ponieważ autorka w pewnym momencie zaserwowała mi taki zwrot akcji, na który nie byłam gotowa...
Emilia wciąż nie może się otrząsnąć z szoku – jej siostra bliźniaczka, Vittoria, żyje! Co więcej, to na jej zlecenie dusza Emilii została uprowadzona do Krainy Cienia przez wilkołaka Domenico Nuccciego. Sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje, gdy na Dworze Chciwości dochodzi do morderstwa. Ginie wysokiej rangi współpracownik Pana Chciwości. Dowody wyraźnie wskazują na Vittorię, szybko więc staje się ona wrogiem numer jeden wszystkich Siedmiu Kręgów. Emilia zrobi co tylko w jej mocy, by rozwiązać tę nową zagadkę i dowiedzieć się, kim naprawdę jest jej siostra.
Będzie musiała się zmierzyć z demonami przeszłości, ale także stawić czoła bieżącym wyzwaniom. Jej uczucia wobec Pana Gniewu przybierają na sile. Pragnie już nie tylko jego ciała. Chce zawładnąć jego sercem i duszą – tego jednak demon nie może jej obiecać....
Dużym plusem tej historii jest przede wszystkim napięcie, które budowane jest już od pierwszej strony. Maniscalco w trakcie pisania poprzednich dwóch tomów tej trylogii, schowała do rękawa tak wiele asów, które wyszły na jaw dopiero w finałowym tomie. Do tej pory jestem zaskoczona, jak wiele sekretów było dla mnie nieznanych. Nie chcę powiedzieć Wam za dużo, ale jestem pewna, że jedna tajemnica wprawi Was w osłupienie - ja sama potrzebowałam kilku dobrych minut, by to rozchodzić.
Po raz kolejny jestem zmuszona pochwalić autorkę za stworzony przez nią świat. Sam pomysł na krainę Siedmiu Kręgów Piekła kupił mnie od samego początku, a postacie książąt piekła, którzy noszą imiona siedmiu grzechów głównych, było strzałem w dziesiątkę.
Skoro już o książętach mowa, to przyznam, że Kerri bardzo dobrze oddała ich cechy charakteru - nie będę ukrywać, że każdy z tych mężczyzn intrygował mnie od samego początki, a humor niektórych z nich był bardzo zaraźliwy. Jeśli chodzi o naszą Emilię, to mam dla Was dobrą wiadomość - dziewczyna przeszła pewną przemianę i zaczęła podejmować bardziej dojrzałe decyzje, przez co przestaniecie mieć ochotę, by wyciągnąć ją z tej książki i porządnie nią potrząsnąć.
Niestety mam pewien poroblem z dwoma elementami:
1) Sceny erotyczne, jak dla mnie w niektórych momentach autorka mogła je sobie darować. Na samym początku nie miałam co do nich żadnych uwag, bo wiedziałam, że prędzej czy później się pojawią, jednak po pewnym czasie miałam ich odrobinę dość,
2) Niedokończone wątki. Czy Wy też nie lubicie, kiedy dany autor zaczyna jakąś kwestię, ale koniec końców jej nie kończy? No właśnie, niestety w „Królestwie złowrogich” doliczyłam się dwóch wątków, których zakończenia nie było mi dane poznać.
Czy książkę polecam? Pomimo mieszanych uczuć co do ostatniego tomu, uważam, że warto zapoznać się z tą serią, przynajmniej dla wspaniałej osoby, którą jest Pan Gniewu. Natomiast jeśli masz za sobą lekturę poprzednich dwóch części tej trylogii, koniecznie sięgnij po ten tom - Maniscalco przygotowała dla nas prawdziwą ucztę tajemnic, a niektórzy bohaterowie nie byli z nami do końca szczerzy...