John Steinbeck "Dziennik z podróży do Rosji" ze zdjęciami Roberta Capy,
Słynny fotograf wojenny Robert Capa pojawił się w moich lekturach niedawno, przy okazji "Fotografki", opowieści o pierwszej kobiecie Gerdzie Taro, która wspólnie z nim, w latach trzydziestych ubiegłego wieku fotografowała wojnę.
Teraz, przy okazji "Dziennika z podróży do Rosji", wraca w duecie z Johnem Steinbeckiem, z którym pod koniec lat czterdziestych wyruszył do Związku Radzieckiego, żeby przyglądać się powojennemu, codziennemu życiu zwykłych Rosjan. W czasach zimnej wojny. I chociaż politykę prowadzoną w tym czasie przez oba mocarstwa przysłania mimo wszystko opisywana przez pisarza codzienność, to zapewne trudno było ją całkowicie wyeliminować. Napięte, ostrożne stosunki, panujące pomiędzy dwoma krajami, w przypadku tej książki nie są najważniejsze. Jednak cały czas wyczuwa się je gdzieś tam w tle wizyty.
Pomimo że to Steinbeck jest narratorem, sprawozdawcą z podróży, on widzi, obserwuje, relacjonuje, to w moim przekonaniu całe show kradną, będące równie ważnym uzupełnieniem, zdjęcia Roberta Capy.
Obaj autorzy odwiedzają Moskwę, Kijów i należące do ukraińskiej republiki wsie, w których brakuje męskich rąk do pracy, budzący grozę z powodu wojennych zniszczeń Stalingrad i cudowne, będące miastem jakby z innej bajki gruzińskie Tbilisi. Wiele razy przyjdzie im dziwić się sytuacjami, które spotkają na swojej drodze. Wyleje się również pite gościnnie morze alkoholu. Jak to w dłuższej podróży bywa, na jaw wyjdą też pewne przywary obu mężczyzn.
Mimo tych osobistych, bardzo interesujących dygresji, z resztą Steinbeck w wielu miejscach z sympatią, ale też złośliwością pisze również o Capie, a ten w pewnym momencie nie pozostajac mu dłużny, ripostuje kilkustronicowym tekstem, "Dziennik podróży do Rosji" jest przede wszystkim obrazem zastanej codzienności, w kraju zniszczonym działaniami wojennymi, biednym, ukrywającym wiele swoich problemów. W kraju, który okazał się niezwykle gościnny.
Wydany w Stanach Zjednoczonych w 1948 roku, z czystym sumieniem zaliczyć można już do klasyki literatury reportażowej. Bardzo polecam tę niesamowitą podróż.