„Dziś jak kiedyś” jest nową propozycją dla czytelników od Izabelli Frączyk i wydawnictwa Prószyński i S-ka. Ciepła literatura dla kobiet, która niczym nie zaskakuje, ale i niczego od siebie nie wymaga. Dziś jak kiedyś wymagający czytelnik nie dostaje niczego w czym chciałby się rozkochać.
Autorka podsuwa nam pod nos historię, która nie może skończyć się źle. Rozwiedziona karierowiczka z Warszawy Aleksandra Milewska przenosi się do nowej pracy w winiarni do Bąszynka. Na miejscu okazuje się, że winiarnia nie jest niczym innym jak fabryką produkującą napoje winopodobne o wdzięcznych nazwach: Kochanica Kowboja, Wściekły Bizon oraz Ranczo. Sam Bąszynek jest malutką miejscowością, doskonale pamiętającą czasy PRLu. Tam spotyka dwóch mężczyzn walczących o jej względy i choć jeden okazuje się być „zwykłym kobieciarzem” to bohaterka oczywiście wybiera tego, który jest przedstawicielem ideału. Czy bohaterka wraca do Warszawy czy jednak postanawia zostać w Bąszynku nie zdradzę, choć odpowiedź jest oczywista.
Treść książki nie zachwyca. Jest to przykład typowej literatury chick- litu tak popularnego w głównie w latach 90 w Stanach Zjednoczonych. Oto mamy kobietę wyzwoloną, która zarabia niebotyczne pieniądze w korporacji, jeździ najlepszymi samochodami, ubiera się jedynie w Pradę i Choco Chanel a wartość jej kosmetyków przekracza roczne dochody zwykłego ziemianina. Nawet w Bąszynku w chylącej się ku upadkowi fabryce produkującej tanie wina bohaterka znajduje pieniądze na zakup laptopów, telefonów i samochodów dla każdego. Jej ukochany również nie jest zwykłym śmiertelnikiem lecz bogatym, dobrze usytuowanym lekarzem. Figura Aleksandry również jest wielokrotnie komentowana przez narratora, każdy kilogram jest rzetelnie zapisywany. W niezwykle małym Bąszynku bohaterka znajduje ekskluzywny salon piękności. Akurat tego dnia kiedy potrzebowała odnaleźć takie miejsce. Niesamowita szczęściara z tej Aleksandry.
Sam język jakim posługuje się autorka pozostawia wiele do życzenia. I choć (a widać to jak na dłoni) jej fach poprawia się z każdą stroną to na samym początku musimy przebić się przez szaloną ilość powtórzeń „uśmiechnęła się w duchu”. Zdania są sztampowe, szkolnie poprawne, pełne wykrzyknień, zapytań i innych znaków służących nadaniu ekspresji całemu tekstowi. W efekcie czytelnik otrzymuje boleśnie przepełnione wyrazistością zdania, które powinny być zachowane dla formy stosowanej w (najwyżej!) pamiętnikach.
„Dziś jak kiedyś” jest także kryminałem. Autorka nagle wtajemnicza czytelnika w wydawałoby się rozwiązaną już sprawę związaną z pewnym morderstwem. A tu nagle, zaledwie na kilu stronach dowiadujemy się, że ta historia potoczyła się nieco inaczej a winę za morderstwo i inne pobliskie wydarzenia ponosi zupełnie nieoczekiwana osoba. Muszę uczciwie przyznać, że fragmenty kryminalne mimo szybkiego tempa książki były naprawdę ciekawie i radziłabym autorce zastanowić się nad przekwalifikowanej z literatury słabej jakości dla kobiet na literaturę z gatunku kryminalnego.
Tempo książki o którym już wspomniałam wydaje się być szybkie, pędzić na złamanie karku by tylko Aleksandra była już szczęśliwa w ramionach ukochanego. Wiele zdarzeń i momentów, które mają w sobie potencjał schodzi na boczny tor a niektóre zostają zupełnie zapomniane (jak chociażby sprawa pokrewieństwa bohaterki z byłym mężem). Gdyby autorka nieco zwolniła tempo, dłużej przemyślała każdą scenkę i lepiej dopracowała każdego z bohaterów moglibyśmy dostać coś nieco lepszego.
I choć autorka na swojej stronie informuje, że jej książki są nie tylko przeznaczone dla kobiet to nie wydaje mi się by jakikolwiek mężczyzna był zainteresowany treściami tego rodzaju. Przede wszystkim niektórzy mężczyźni nie odróżniają brwi od rzęs ani sukienki od spódnicy dla nic z całą pewnością długie opisy garderoby Oli czy przebieg jej zabiegów kosmetycznych nie miałyby żadnych wartości. Zainteresowane „Dziś jak kiedyś” mogą być kobiety, które chcą się zrelaksować i zagłębić w lekturze wolne od wysiłku intelektualnego. To jest dobra pozycja na wakacje do gwarnego pociągu czy na słoneczną plażę. Ludzie chcący wynieść z procesu lektury coś więcej niż przewidywalność i kolejną kliszę polskiego romansidła muszą rozejrzeć się za czymś zupełnie innym.