„Largo Winch. Grupa W” – Jean Van Hamme
wyd. Fontanna
rok: 2009
str. 327
Ocena: 3.5/6
Nie pamiętam dokładnie, kiedy po raz pierwszy usłyszałam o tej książce. Może wcale o niej nie słyszałam, przynajmniej w dosłownym tego słowa znaczeniu? Może jedynie mignęła mi kiedyś jakaś wzmianka na jej temat? Wiem, że dość głośno było kilka lat temu o filmie, który został na podstawie Largo Wincha nakręcony. Czy obejrzałam? Miałam zamiar, brakło mi jednak czasu. I wówczas i teraz. Kiedy dojrzałam ją na Sztukaterii pomyślałam „To jest ten moment”. Tak trafiła do mnie. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam. Co myślę? O czym jest ta powieść? Dowiecie się tego z poniższego tekstu.
Książka podzielona została na dwie części, kolejno „Osiem pierwszych dni” oraz „Osiem ostatnich dni”. Znaczny fragment pierwszej części poświęcony został ogólnemu zarysowi całej historii. Nerio Wincha poznajemy w ostatnich chwilach jego życia. Jest on najbogatszym człowiekiem na świecie, dzierżącym nieoficjalną władzę nad dwunastoma gigantycznymi firmami rozsianymi po całym globie. Potężny trust podziwiany jest przez każdego, a geniusz Nerio przechodzi ludzkie pojęcie. Aż trudno uwierzyć, iż ten malutki, mierzący niecały metr pięćdziesiąt wzrostu mężczyzna, którego przodkowie pochodzili z Czarnogóry, zbudował takie imponujące imperium. Jednak nawet najbogatszy człowiek na świecie nie może mieć wszystkiego. Nerio od kilku miesięcy jest częściowo sparaliżowany i choć przechodzi intensywną rehabilitację, to nie przynosi ona zadawalających rezultatów. Niespodziewanie otrzymany list, którego nadawca wyjawia Nerio prawdę o jego chorobie, popycha go do samobójstwa. Wcześniej jednak miliarder spisuje to, co najważniejsze, by jego imperium mogło przetrwać. Kluczem do rozwiązania zagadki jest nie kto inny jak sam Largo Winczlav. Dlaczego? Kim dla Nerio był Largo? Gdzie podziewa się ten młodzieniec? Wreszcie, jakie przeciwności losu staną na jego drodze ku przyszłości? Na te, i na wiele innych pytań odpowiedzi udzieli wam lektura tej powieści.
Muszę być z Wami zupełnie szczera. Ja delikatnie zawiodłam się na tej powieści. Czemu? W zasadzie to właśnie najbardziej mnie dziwi. Bo nie potrafię jednoznacznie określić powodu. A przecież zwykle nie mam z tym większych problemów. Postaram się jednak Wam to wszystko nieco przybliżyć. Przede wszystkim, moim zdaniem, książka ma budowę sinusoidalną. W jednej chwili człowiek nie potrafi oderwać się od akcji i czyta z zapartym tchem, by już kilka chwil później zastanawiać się, po co autor napisał dane zdanie, dany akapit. Wielokrotnie również raził mnie język używany przez poszczególnych bohaterów. I choć byli to, na przykład, zawodowi mordercy, to coś mi się tu gryzło i nie dawało spokoju. Czasami ich niewybredne spostrzeżenia odrzucały mnie od lektury. Po „barwnych” opisach scen łóżkowych zapałałam miłością do celibatu. Poważnie. I wiem, a raczej głęboko w to wierzę, że był to zabieg celowy, by ukazać bestialską naturę poszczególnych postaci. Uważam jednak, że można było tego dokonać w bardziej subtelny sposób.
Nie jest tak, że nie polecam tej książki. Na pewno znajdzie się całe grono osób, których ona zachwyci. Może nawet odmieni czyjeś życie. Nie odmieniła jednak mojego. Przez te skoki poziomu jakości tekstu, czytanie Largo Wincha było miejscami bardzo męczące. Stąd też moja raczej niska, subiektywna, ocena.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Portalu Sztukateria oraz Wydawnictwa Fontanna