Jednym zdaniem mogłabym napisać, że jest to po prostu książka niepozorna, narracyjnie i fabularnie nadmiernie zawiła, jak również dająca wielokrotnie do namysłu. A dlaczego? Już tłumaczę.
Autor, będący jednocześnie wszechwiedzącym narratorem, obserwatorem, jak i bohaterem zmieniającym wydarzenia usytuowane raz w futurystycznej przyszłości zdeterminowanej racjonalnym myśleniem, a raz zamierzchłymi czasami przeszłymi (względem czasu powieści), tj. latami 70. XX wieku, przekazuje nam przygodę pół podróżniczą i pół refleksyjną Profesora, jego Asystenta oraz intencjonalnej "zguby" w czasie - współpracownika, niepokornego i zmieniającego los polskich obywateli. Bowiem przemieszczając się w przeszłość, doświadczamy opowieści dość alternatywnej, ale i zarazem prawdziwej, metaforycznie naznaczonej historii Polski czasów PRL-u. Zamysł fabularny jest nad wyraz fascynujący, jednakże należy się nastawić na mocną koncentrację uwagi, by móc wyłapać jednocześnie liczne zawiłości i wątki poboczne. Ciekawym zabiegiem jest również narracja, co warte podkreślenia. Autor-narrator stara się grać z odbiorcą i zwraca się do niego niejednokrotnie bezpośrednio, wskazując na to, co ważne w danym momencie lub też próbując wywołać wrażenie niepewności (typu: "czy aby na pewno tak właśnie było?"). Dodać trzeba, że język jest dość specyficzny. Liczne odwołania do filozofii i fizyki, czyli dziedzin, w których autor jest dość biegły, mogą zaburzyć całościowe zrozumienie opowiadanej historii. Należy się jednak, moim zdaniem, na to przygotować. Jeden z rodziałów jest wręcz przeznaczony naukowym dywagacjom na temat podróży w czasie czy fizyki współczesnej, dylematom teorii względności czy też w późniejszych fragmentach koncepcjom Moore'a. Myślę jednocześnie, że nie trzeba się tego zetknięcia bać, aczkolwiek dla niektórych osób może być to męczące.
"Dopaść Leona Waganta" autorstwa pana Wiktora Hajdenrajcha zachwyciła mnie przede wszystkim (i na początku) swym opisem od Wydawnictwa Novae Res. Przyznam, że po tym miałam inny horyzont oczekiwań - myślałam, że będzie to luźniejsza proza, uwikłana mocniej w słowne gierki, niżeli w mocno naukowe dysputy. Rzec bym mogła, że byłam przygotowana na lekką podróż przez słowa do innego wymiaru. Jednakże i takie elementy się tu znalazły. Na plus dodawane przypisy, tłumaczące niektóre z opisywanych zjawisk. Znajdziemy tu także masę swoistego humoru, groteskę, ironię, surową ocenę konformistycznych działań polskich obywateli, gry słowne, neologizmy czy przenośnie, dopełniające krajobrazu przeżyć. Mimo to osobiście nie przeżyłam tej historii, tak jak powinnam. Myślę, że fabuła ma duży niewykorzystany potencjał.
Jest to ksiażka science fiction - jak najbardziej. Jednak proporcje fiction i science są dość zaburzone. Jestem zdania, że wielu osobom przypadnie do gustu, a dla drugiej części będzie po prostu niezrozumiała.
*Książkę otrzymałam za pośrednictwem serwisu nakanapie.pl*