Drugi tom trylogii autorstwa K. Bromberg nie należy do udanych. To ze względu na zapełnienie kartek książki niepotrzebnymi słowami, które nic nie wnoszą do całości. Akcja niemiłosiernie się dłuży, czytając można się zanudzić. Tak to już jest z trylogią, że przeważnie drugi tom jest najgorszy z całej serii. Początek serii był mocny, w tym tomie bohaterowie "śpią", by mieć siły w kulminacyjnym momencie w następnym tomie.
W tym tomie na drodze do szczęścia Rylee i Coltona stoją jego poprzednie dziewczyny. Szczególnie jedna z nich, Tawny, ma nadzieje na związek z Donovanem, lecz ten traktuje ją jak przyjaciółkę. Jak można się domyśleć Rylee przez tę sytuację popada w kompleksy, choć są one w pełni nieuzasadnione. Nabiera świadomości, że coraz bardziej zaczyna angażować się w związek.
Colton jest tym mężczyzną, który po raz pierwszy od śmierci jej ukochanego narzeczonego Maksa sprawił, że zdolna była obdarzyć kogoś uczuciem. Poczuła z nim bliskość, a seks nie jest tylko rozrywką. Wie, że Colton kryje w sobie jakąś tajemnicę. Ze swojej strony chce mu pokazać, że jej uczucie do niego jest czyste, że będzie o niego walczyć każdego dnia. Czy przeszłość Coltona okaże się być przeszkodą w szczęściu z Rylee?
Przez prawie 500 stron mało się dzieje. Czasami pojawiają się wątki poboczne, np. rozmowy Coltona z Tawny, która czeka na to, że Colton zerwie z Rylee. Niestety drugi tom przepełniony jest orgazmami i stękaniem. co na dłuższą metę jest naprawdę nudne. Autorka nie popisała się tu umiejętnością opisu scen dotyczących seksu, za dużo jest uniesień i jęków. Powiem śmiało, że obrzydziła ona to, co powinno być przedstawione w sposób odpowiedni, nie wyuzdany, naturalny sposób. Pierwsza część była lepsza, choć do udanych nie należała. Udało mi się przebrnąć przez drugą, ale tylko po to, by przekonać się jaka będzie ostatnia część.