Szczerze mówiąc… nie wiem, co powiedzieć. Ogromne wrażenie na mnie zrobiła ta książka. Kiedy zaczynałam ją czytać trochę się obawiałam, że autorka z poważnego tematu zrobiła banalną historyjkę dla nastolatków. Na szczęście nie.
W pierwszej scenie poznajemy wprost idealną, zgraną i kochającą się rodzinę. Sielanka. Główna bohaterka - siedemnastoletnia Mia, jej mały braciszek Teddy i rodzice, o jakich marzy każdy zbuntowany nastolatek :) Mia ma wspaniałą rodzinę, świetnego chłopaka, którego jej rodzina kocha z wzajemnością, najlepszą przyjaciółkę, pasję, plany, marzenia. Odnosi sukcesy jako wiolonczelistka, zespół jej chłopaka też jest coraz bardziej znany.
I tak toczy się poranna rutyna, śniadanko, kawka, rodzinna atmosfera. Z powodu śniegu odwołano lekcje, więc rodzinka postanawia spędzić ten dzień razem odwiedzając przyjaciół. Pakują się do samochodu, przez chwilę ‘kłócą się’ o to, jaką muzykę włączyć [bo muzyka w tej rodzinie odgrywa ważną rolę] i ruszają w drogę. I nagle mam wrażenie jakby to we mnie wjechała ta ciężarówka, bo miałam taki piękny obrazek, który teraz zakłóca miażdżony samochód i ciała wyrzucane na zewnątrz siłą uderzenia. Dosyć przerażający opis wypadku, ale właściwie jaki miałby być? I w tym wszystkim Mia, która stoi i patrzy na rodziców zamykanych w plastikowych workach. I na swoje ciało, które ratownicy zabierają do szpitala. Od tego momentu obserwuje co się z nią dzieje. Wędruje po szpitalu, patrzy na lekarzy, pielęgniarki, swoich bliskich i próbuje zrozumieć jak to się dzieje. Słyszy pielęgniarkę, która mówi jej dziadkom, że to od niej zależy: zostanie z nimi czy odejdzie.
I musi podjąć bardzo trudną decyzję – czy zostać, mimo, że straciła rodzinę.
Książka napisana jest tak, że ma nam grać na emocjach i całkiem nieźle to autorce wyszło. Nie powiedziałabym, że cały czas trzymała mnie w napięciu, bo od momentu kiedy Mia trafia do szpitala właściwie jakoś nie widać jej wielkiego cierpienia po stracie rodziców i raczej sprawia wrażenie, że chce wrócić, tylko nie wie jak. W tym czasie Mia wspomina. Rodzinę, związek z Adamem, przyjaźń z Kim, fascynację muzyką. Obserwuje swoich bliskich. Wtedy poznaje kolejna 'nowinę', która odbiera jej resztki sił. To jest moment, kiedy wyraźnie widzimy, że jest skłonna odejść, bo już nic jej nie zostało. Jaką podejmie decyzję? Czy miłość i przyjaźń ją zatrzyma? Na odpowiedź musimy czekać dosłownie do ostatniej strony.
Najbardziej w tej książce polubiłam bohaterów. Wszystkich. Dosłownie wszystkich. Nie ma tutaj osoby, której bym z miejsca nie polubiła. Czy to dziadkowie Mii, jej przyjaciele, bliższa i dalsza rodzina, czy choćby personel szpitala. Czy to w przeszłości, we wspomnieniach dziewczyny, czy w teraźniejszości, gdzie widzimy ich praktycznie mieszkających w szpitalu, gdzie każdy po kolei przekonuje ją, żeby została. Myślę, że ta sympatia wynika z tego, że mimo, że we wspomnieniach Mii możemy zobaczyć mniejsze lub większe wady bohaterów, to potem wracamy do teraźniejszości, gdzie widzimy jak każdy troszczy się o dziewczynę. Kto w takiej sytuacji wypominałby jakieś mało znaczące wady?
Generalnie książka jest dosyć prosta, pisana nieskomplikowanym językiem i mogłoby się wydawać, że nic nadzwyczajnego w niej nie ma. A jednak jest jakaś… magiczna. Co najbardziej przykuło moją uwagę, to wszechobecna w tej książce muzyka. Tak samo ważna dla każdego członka rodziny, chociaż gust Mii poszedł trochę w inną stronę, niż rodziców. I tu druga sprawa zwracająca uwagę – rodzice. Ojciec, który grał w punkowym zespole, matka przypominająca Debbie Harry, nie stosujący żadnych dziwnych nakazów i zakazów, rozmawiający z dziećmi o wszystkim i w pełni akceptujący ich wybory. Nadal są tak zakręceni, jak za dawnych czasów, a mimo to odpowiedzialni i dobrze wychowujący swoje dzieci. Co też w fajny sposób pokazuje, że wcale nie trzeba w momencie założenia rodziny wskakiwać w garnitur i garsonkę, zamykać się w biurze od 8 do 16 i nagle stawać się poważnym i statecznym człowiekiem.
I jeszcze jedno – związek Mii z Adamem. Ostatnio powieści dla nastolatków przyzwyczaiły nas do przesłodzonych do bólu miłostek, gdzie, jeśli przyjrzeć się bliżej, nie zobaczy się niczego głębszego. A tu wręcz przeciwnie, ich miłość jest bardzo dojrzała, problemy też całkiem inne, niż ‘jeśli spróbuję cię pocałować, to mogę cię przez przypadek zabić’. Nie ma kłótni, po których jedno z bohaterów ucieka z płaczem, po czym na wieki zamyka się w pokoju i płacze w poduszkę. Są za to rozmowy o problemach i przyszłości. Naprawdę więcej takich par w książkach bym sobie życzyła.
Jeśli chodzi o emocje, to były trzy, może cztery momenty, kiedy naprawdę się wzruszyłam i wszystkie już raczej przy końcu, ale jestem pewna, że jeśli ktoś ma ‘oczy w mokrym miejscu’ to popłacze się nie raz. Dużo bym mogła jeszcze powiedzieć i właściwie, kiedy kończyłam czytać, miałam w głowie milion myśli, ale opisanie ich przerasta moje siły… I chyba w tym tkwi urok tej książki. Odbiera się ją bardzo emocjonalnie, lecz ciężko wyrazić swoje odczucia słowami. W każdym razie z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę każdemu, bo to jedna z najlepszych, jakie ostatnio czytałam.