Historie o życiu po życiu stały się ostatnio bardzo popularne. Ludzka ciekawość tego, co jest po drugiej stronie pobudza wyobraźnię, więc życie duchów w literaturze wygląda różnie. Jeśli zaś chodzi o „Uwierz Lucy” to duchy zdecydowanie poszły z duchem czasu!
Kiedy poznajemy Lucy, od jej śmierci minęło pół roku. Dowiadujemy się, że duch jest przywiązany do miejsca swojej śmierci, więc dziewczyna w perspektywie ma spędzenie wieczności w miejskiej toalecie. Niezbyt przyjemna wizja, trzeba przyznać. Lucy żyje tak do momentu, w którym w toalecie pojawia się Jeremy. Okazuje się, że chłopak ją widzi, co jest wielkim zaskoczeniem dla nich obojga. Kiedy mija pierwszy szok, Jeremy zaczyna odwiedzać naszego ducha coraz częściej. Streszcza jej ulubione seriale, przynosi czasopisma i próbuje się dowiedzieć jak może jej pomóc. Dzięki Jeremy’emu Lucy dowiaduje się, że nie tylko może opuścić miejsce swojej śmierci, ale też spotykać się z innymi duchami. W tym z absolutnie cudownym Ryanem. I kiedy już by się mogło wydawać, że Lucy osiągnęła pełnię pozażyciowego szczęścia, Jeremy zaczyna nalegać na odnalezienie mordercy Lucy. A ona wcale nie jest pewna czy chce wracać do tych wydarzeń.
To, co najbardziej wyróżnia tę powieść, to niewątpliwie sposób funkcjonowanie duchów. Mogą robić praktycznie wszystko to, co mogli robić za życia. Nawet urządzać imprezy i korzystać z telefonu komórkowego. Co prawda muszę przyznać, że jak na świat duchów, to zdecydowanie coś nowego, ale jednak trochę mi to nie pasowało. Wychodzi na to, że duchy wysyłające smsy, to jednak nie mój klimat.
Na początku trochę mnie to drażniło, potem przywykłam. Tak samo jak przywykłam do głównej bohaterki, która na początku też była bardzo irytująca. Bo mogłoby się wydawać, że po śmierci człowiek przestaje martwić się o wygląd, a tu niespodzianka. Lucy martwi się nie tylko o to, czy jej kozaczki dobrze się prezentują. Do listy zmartwień dodaje też fakt, że nie jest na bieżąco z serialami, oraz z najświeższymi plotkami. Z czasem jednak pokazuje bardziej ludzkie oblicze, przypuszczam, że pod wpływem innych duchów, z którymi się zaprzyjaźniła. Próbuje im nawet pomóc, zwłaszcza swojej nowej przyjaciółce Hep, która nie potrafi pogodzić się z tym, co spotkało ją za życia. W tym świecie duchy to naprawdę ciekawe osobowości, każdy z nich stara się „żyć” normalnie, czyli w miarę możliwości tak, jak przed śmiercią. Jednak nie jest to łatwe, bo każdy zmaga się z pytaniem, jakie niedokończone sprawy zatrzymują ich na tym świecie.
Jedyne co kuleje, jeśli chodzi o bohaterów, to sposób, w jaki nakreślony został Jeremy. A raczej jego brak. Bo o Jeremym nie wiemy praktycznie nic, jedyne chwile, kiedy mamy z nim do czynienia to te, w których przychodzi do Lucy, albo próbuje rozwiązać zagadkę związaną z jej morderstwem. A szkoda, bo zaważywszy na to, jak dużą rolę odegrał w tej historii, miło byłoby dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
Jeśli chodzi o fabułę, to jest to typowa powieść o duchach dla nastolatek. Nie mogę powiedzieć, że jest zła, bo czyta się naprawdę dobrze. Ale nie jest też niczym odkrywczym. Ot, takie młodzieżowe czytadełko, świetne dla zabicia czasu. Lekka, napisana prostym językiem, z humorem i paroma głębszymi refleksjami. Myślę, że przypadnie do gustu młodym czytelniczkom, które gustują w tego typu powieściach. Czyta się bardzo szybko, a ze względu na niewielką objętość, jest to lektura na jedno popołudnie. Niewielka objętość co prawda nie daje nam za dużo czasu na wczucie się w klimat powieści, ale i tak można miło spędzić czas, śledząc losy nastoletnich duchów. Zdecydowanie polecam, jeśli ktoś szuka lekkiej lektury.