Kilka lat temu, szukając w bibliotece tytułów z listy BBC, wypożyczyłam “Rebekę” Daphe du Maurier. To było moje pierwsze spotkanie z tą autorką, więc zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać, szybko jednak pochłonęła mnie mroczna, niepokojąca atmosfera powieści i z zapartym tchem przewracałam kolejne kartki. Sięgając po “Moją kuzynkę Rachelę” liczyłam na podobne wrażenia, na kolejną tajemnicę, której nie sposób rozwikłać, póki autorka sama nie zechce uchylić jej rąbka. Czy dostałam to, na co liczyłam?
W "Mojej kuzynce Racheli" również pojawia się motyw kobiety, która w krótkim czasie po ślubie przybywa do posiadłości swojego męża, ale sytuacja jest podobna tylko na pozór. Narratorem i głównym bohaterem powieści jest 24-letni Filip Ashley, kuzyn i wychowanek Ambrożego Ashleya, właściciela posiadłości w Kornwalii. Spędzając zimę we Włoszech, Ambroży poznaje swoją daleką kuzynkę Rachelę, poślubia ją, a wkrótce potem umiera w tajemniczych okolicznościach, zostawiając Filipowi cały majątek. Ostatnie listy, które młody dziedzic otrzymał od swojego opiekuna, utwierdzają go w przekonaniu, że to Rachela przyczyniła się do śmierci Ambrożego. Kiedy wdowa przybywa do Kornwalii, Filip wbrew sobie ulega jej urokowi, jedna po drugiej zacierając granice między nienawiścią, miłością i szaleństwem.
Daphne du Maurier jest mistrzynią budowania klimatu i napięcia, oraz konstruowania fabuły i niejednoznacznych postaci. Praktycznie na początku dostajemy informację, że historia nie skończy się dobrze, ale nie wiemy, co konkretnie się wydarzy, póki nie dotrzemy do końca. Akcja toczy się powoli i z pozoru nie dzieje się wiele: po prostu dwoje początkowo niechętnych sobie ludzi zaczyna spędzać razem czas i poznawać się lepiej, równocześnie uczestnicząc w pełnym konwenansów życiu XIX-wiecznej socjety. Ważniejsze jest jednak to, co dzieje się we wnętrzu Filipa, jakie przemiany w nim zachodzą pod wpływem Racheli i jak stopniowo z bohatera budzącego sympatię i współczucie przemienia się w postać godną pożałowania, nad której tokiem myślenia i decyzjami pozostaje pokręcić głową z politowaniem.
W przeciwieństwie do “Rebeki”, w której roi się od niewyjaśnionych zdarzeń, tutaj na pierwszy rzut oka wszystko - to znaczy motywacje i zachowania bohaterów, razem z ich konsekwencjami - wydaje się jasne. Dopiero potem przychodzi refleksja, czy Filipa można uznać za wiarygodnego narratora? Czy jego obsesja połączona z obciążeniem genetycznym nie wpłynęły znacząco na jego przedstawienie sytuacji? I jak bardzo odmienna byłaby ta historia opowiedziana z perspektywy Racheli? Za jakiś czas na pewno wrócę do tej powieści, próbując wczytać się w okruchy informacji rozrzucone między wierszami.
W nekrologu autorki znalazły się słowa: „Du Maurier była mistrzynią wykalkulowanego niezdecydowania. Nie chciała zaspokoić umysłów swoich czytelników. Pragnęła, by jej zagadki trwały. Chciała, by jej powieści nadal prześladowały ich nocami, długo po ich zakończeniu” - myślę, że ten opis stanowi doskonałe podsumowanie zarówno samej powieści, jak i moich wrażeń po jej przeczytaniu. Polecam miłośnikom pięknie napisanych, klimatycznych książek, w których najważniejsze jest nie tempo akcji, ale portrety psychologiczne bohaterów.