Przychodzę dzisiaj do was ze świeżynką od Magdaleny Winnickiej. „Gehenna” jest drugim tonem cyklu 𝘎𝘳𝘻𝘦𝘤𝘩𝘺 𝘬𝘳𝘸𝘪, romansem mafijnym z mocnym akcentem sensacyjnym.
Jestem w szoku. „Gehennę” przeczytałam kilka dni temu, a emocje, jakie we mnie wzbudziła, buzują nadal. Z książki na książkę Magdalena Winnicka zaskakuje mnie coraz bardziej. Uzależnia mnie od swoich powieści. Jestem w stanie sobie teraz wyobrazić, jak musi czuć się narkoman na głodzie. Nie dość, że po przeczytaniu książki miałam ochotę zacząć ją od początku, to mój apetyt na następne książki autorki przybrał niepokojąco wielkie rozmiary.
W małżeństwie Alicji i Kosty dochodzi do spięć. Kobieta znajduje coraz więcej dowodów na niewierność męża. Dla Kostandina jednak rodzina zawsze była i jest najważniejsza, a żadne skoki w bok nie wchodzą nawet grę. Jasne staje się więc, że ktoś próbuje z nim walczyć, uderzając w jego najczulszy punkt.
Wrogiem numer jeden, którego Kosta bierze pod uwagę, bez wątpienia jest Akshay Malang Khan, człowiek odpowiedzialny za porwanie Amy. Czy to możliwe, by wrócił po dwudziestu latach, żeby dokończyć, to co zaczął i zemścić się na rodzinie Tironów?
Wszystko na to wskazuje, gdyż Amiya zostaje ponownie porwana, ale tym razem wraz z nią znika również Olaf, jej ochroniarz i najlepszy przyjaciel rodziny...
Co planuje Akhsay? Jaką rolę w jego planie zemsty ma odegrać Olaf?
Powiem wam, że w tej powieści niczego nie możemy być pewni, a przewidzenie czegokolwiek jest absolutnie niemożliwe.
Autorka, niczym psotny chochlik namieszała mi w głowie i nie wiedziałam już, co jest prawdą, a co tylko grą. Ciężko było mi rozgryźć, kiedy nasi bohaterowie kłamią, a kiedy są szczerzy.
Dezorientacja, w którą Magdalena Winnicka mnie wprowadziła, przyprawia o zawrót głowy, szczególnie gdy dorzucimy do tego jeszcze emocje, jakimi ta powieść jest przesiąknięta.
Dla mnie Magdalena Winnicka to mistrzyni kreacji. Bohaterowie tworzeni przez autorkę obdarowani są tak szeroką paletą barw i są tak charakterystyczni, że nie sposób jest o nich szybko zapomnieć.
Duże zmiany nastąpiły w postaci Jespera, który zaczął zmieniać się już pod koniec poprzedniej części „Tirona”. Odnosiłam wrażenie, że mam do czynienia z zupełnie innym człowiekiem. Zniknął gdzieś ten opiekuńczy i kochający chłopak, a na jego miejsce wskoczył bezwzględny, lubujący się w torturach facet, który przez narkotyki często tracił kontakt z rzeczywistością. Pojawiały się w nim przebłyski dawnego Jespera, ale były one chwilowe.
Absolutnie zakochałam się natomiast w postaci Olafa. To, jakie podejście ma do dzieci i jak troskliwy i opiekuńczy potrafi być względem nich oraz to jak wiele potrafi znieść w imię miłości, sprawiło, że moje serce topiło się niczym masło na rozgrzanej patelni. Przy tej całej słodyczy nie tracił jednak nic ze swojej męskości. Nadal potrafił być stanowczy i bezwzględny czego nauczyło go długoletnie przebywanie w rodzinie Tirona. Jako były komandos wyrobił w sobie zdolność szybkiego reagowania, błyskawicznego podejmowania decyzji, logicznego myślenia i przewidywania kolejnych ruchów przeciwnika. Zdolności te wiele razy uratowały życie nie tylko jemu, a kiedy poznacie historię dzieciństwa Olafa, serce wam pęknie na pół.
A między Jesperem a Olafem znajduje się nasza skromna, nieśmiała Amiya, która będzie zmuszona stoczyć najważniejszą walkę w swoim życiu. W szranki staną jej rozum i serce. Co zwycięży, lojalność względem męża, czy rodzące się w niej nowe uczucie?
„Gehenna. Grzechy krwi” to była dla mnie prawdziwa czytelnicza uczta, która mogłaby się nie kończyć. Polecam gorąco.