"Balladę ptaków i węży" przeczytałam już jakiś czas temu, ale ponieważ książka zrobiła na mnie tak ogromne wrażenie, potrzebowałam dużo czasu, aby dobrze poukładać sobie w głowie to, co przeczytałam. Czy polecam? Oczywiście, że tak. "Igrzyska śmierci" to świetna trylogia, ale to, co zrobiła autorka w "Balladzie" to mistrzostwo.
Głównym bohaterem powieści jest Coriolanus Snow, przyszły prezydent Panem, despotyczny i bezwzględny. Osiemnastoletniego chłopaka poznajemy tuż przed rozpoczęciem 10. Głodowych Igrzysk. Corio jest uczniem prestiżowej szkoły dla bogatych i marzy o tym, aby jego rodzina odzyskała utracone po wojnie chwałę i dawne przywileje. Ponieważ po raz pierwszy w Igrzyskach mają brać udział również mentorzy, chłopak chce wykorzystać okazję, aby zdobyć sławę, pieniądze i miejsce na elitarnej uczelni. Jednak los nie ułatwia mu tego zadania. Pod swoje skrzydła dostaje drobną dziewczynę z Dystryktu Dwunastego. I od razu wie, że z Lucy Gray nie ma szans na wygraną. Trzeba więc sięgnąć do innych środków. Przetrwać, to dla Snowa i jego adeptki słowo klucz. Jak potoczą się ich losy? Jaki będzie finał tej edycji Igrzysk?
Młodym umysłom brak doświadczenia, ale czasem nadrabiają idealizmem.
Przekonacie się, kiedy sięgniecie po tę fascynującą lekturę. W porównaniu z trylogią nie jest może aż tak bardzo dynamiczna, jednak dzieje się tutaj dużo więcej, jeśli chodzi o przeżycia wewnętrzne bohaterów. Ich przemyślenia są bardzo osobiste i dzięki temu mamy wgląd w wiele spraw, których pozbawiła nas lektura "Igrzysk śmierci". Dzięki umiejscowieniu akcji w Kapitolu i obsadzeniu w głównej roli młodego Coriolanusa, mamy okazję przyjrzeć się organizacji ogromnego przedsięwzięcia jakim są Igrzyska od drugiej strony. Możemy przekonać się, że ludzie z dystryktów to nie jedyni, którzy ucierpieli podczas wojny i nie jedyni, którzy nadal cierpią. W sercu Panem istnieje bowiem podział na dobrze urodzonych i tych z niższych warstw społecznych, na bogatych i biednych, na przymierających głodem i takich, którzy nie mają pomysłu na to, co zrobić z nadmiarem dóbr. Jest jeszcze jedna kategoria ludzi, nowobogaccy, kiedyś biedni, a teraz szastający pieniędzmi na prawo i lewo. Jak rodzina Sejanusa, jednego z mentorów, którego uparcie kojarzono z Coriolanusem. Któremu jednak ta rzekoma przyjaźń pasowała tylko wtedy, kiedy było mu to na rękę. Sejanus to postać, której kibicowałam podczas lektury najmocniej. I prawie stanęło mi serce, kiedy stało się to, co stać się musiało. Chłopak pochodzi z Dwójki. Kiedy jego ojciec wzbogacił się na wojnie, przeprowadzili się całą rodziną do Kapitolu. I chociaż na pewno żyło im się tam wygodniej, Sejanus ze swoim kręgosłupem moralnym i sztywnymi zasadami kompletnie tam nie pasował. Męczył się, chciał czegoś dokonać, coś zmienić. Jego ideały okazały się jednak bezużyteczne w starciu z rzeczywistością.
Wszystko jedno, co mówicie, nie macie prawa głodzić ludzi, karać ich bez powodu. Nie macie prawa odbierać im życia i wolności. To coś, z czym każdy się rodzi i czego nie możecie sobie wziąć. Zwycięstwo w wojnie nie daje wam takiego prawa, podobnie jak lepsze uzbrojenie czy fakt, że jesteście z Kapitolu. Nic wam nie daje takiego prawa.
"Ballada ptaków i węży" to pierwsza książka od bardzo dawna, która sprawiła, że kompletnie nie wiem, co myśleć. Zdecydowała o tym przede wszystkim kreacja głównego bohatera. Ten człowiek jest pełen sprzeczności i zmusza do ciągłej refleksji. Nad naturą człowieka i jego moralnością. Od samego początku w głowie czytelnika pojawiają się pytania i jesteśmy nimi bombardowani do samego końca. Czy człowiek jest zły z natury, czy to okoliczności sprawiają, że taki się staje? I chociaż autorka nie daje jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, stawia przed nami Coriolanusa, którego znamy jako okrutnego, pozbawionego uczuć człowieka i wkłada go w skórę ambitnego, młodego chłopaka, który zrobi wszystko, aby przetrwać. Ale czy na pewno tylko o przetrwanie chodzi? Chłopak doświadczył podczas wojny wiele zła, jednak wydaje się być osobą współczującą, chętną do pomocy i potrafiącą kochać. Chociaż otrzymujemy taki właśnie obraz chłopaka, coś się nie zgadza. Corio jest ambitny, inteligentny i cwany. Wie, co trzeba robić, aby przetrwać. Jest egoistą, bez skrupułów wykorzystuje do swoich celów innych. Dba przede wszystkim o swoje interesy. Długo się zastanawiałam nad tym, co mam myśleć na jego temat. Bo to bohater bardzo złożony i ciężko go jednoznacznie ocenić. Myślę jednak, że Corio od początku miał cechy predysponujące go do bycia takim człowiekiem, jakim się stał. Doktor Gaul tylko je dostrzegła i umiejętnie nim pokierowała. Jednak mimo to Coriolanus jest taką postacią, której kibicuje się do samego końca. Mimo, że poznając go coraz lepiej, coraz bardziej nim gardziłam, nadal mocno trzymałam za niego kciuki. Dobrze znając przyszłość Snowa, mogłam z kolei przewidzieć jak to wszystko się skończy. A mimo to finał mnie zaskoczył. I gdzieś głęboko w mojej głowie uparcie tkwiła myśl, że może jednak wszystko potoczy się trochę inaczej.
"Ballada" podobała mi się bardziej od "Igrzysk" jeszcze z jednego powodu. Otóż w trylogii wątek romantyczny jest wątkiem kluczowym, tutaj jest tylko mniej lub bardziej przyjemnym dodatkiem. Ta książka to przede wszystkim opowieść o władzy, o tym, co ona robi z człowiekiem i do czego potrafi doprowadzić w imię wyższych celów. Podobała mi się ta opowieść. Jest do bólu prawdziwa, smutna i zmusza do myślenia. Może nie jest tak efektowna i dynamiczna jak trylogia, ale jest równie brutalna, pełna cierpienia i bardzo przejmująca. Szokuje i przeraża, bo odsłania najciemniejsze zakamarki naszej duszy.
Uważam, że każdy człowiek ma w sobie wrodzone dobro. Wie, kiedy przekracza granicę i staje się zły. To właśnie próba pozostania po właściwej stronie tej granicy stanowi prawdziwe życiowe wyzwanie.
Najbardziej interesująca była dla mnie pierwsza część książki, w której mamy okazję nie tylko bliżej poznać przyszłego prezydenta Panem, jego rodzinę i historię, ale też obserwujemy organizację Igrzysk od kuchni. I okazuje się, że nie są one Igrzyskami Głodowymi tylko z nazwy. Wszystko przebiega zupełnie inaczej. Nie ma zaawansowanej technologii, Igrzyska nie są tak widowiskowe, jak te późniejsze, które znamy. Trybuci nie przechodzą szkolenia, nie otrzymują nawet jedzenia, jeśli nie zatroszczy się o to ich mentor. Od razu po przyjeździe do Kapitolu zostają zamknięci w zoo i stanowią swego rodzaju atrakcję. Nikt o nich nie dba, część z nich umiera z głodu jeszcze zanim mają szansę stanąć na arenie. Widowisko, chociaż transmitowane w telewizji, nie jest atrakcyjne. Uczestnicy umierają w większości nie podczas walki, ale z głodu. Byłam zszokowana tym, jak to w pierwotnej wersji wyglądało. Oczywiście pomijając samą ideę, która sama z siebie jest przerażająca. Podczas trwania dziesiątej edycji "imprezy" wprowadzonych zostaje sporo zmian i to właśnie Snow przyczynia się do powstania większości z nich. Po raz pierwszy w historii można obstawiać trybutów i wysyłać im na arenę żywność, z czego ludzie chętnie korzystają. Zwiększa to oglądalność widowiska, mimo że na arenie dzieje się niezbyt wiele. "Ballada" to też w pewnym sensie ukłon w stronę fanów trylogii. Powraca w niej nie tylko kosogłos, ale też znany z "Igrzysk" Flickerman, w młodszej, dość irytującej wersji. Także Lucy Gray Baird, jeden z tytułowych ptaków, pochodzi, tak samo jak Katniss, z Dystryktu Dwunastego.
"Ballada ptaków i węży" to jedna z książek, obok których nie można przejść obojętnie. Bo to mądra, wielowarstwowa powieść, prowokująca i wywołująca skrajnie różne emocje. Stanowi nie tylko interesujący przyczynek do dyskusji o naturze człowieka i moralności, dostarcza też niezapomnianych emocji i wrażeń. Bardzo polecam!
Recenzja pochodzi z bloga:
https://maitiribooks.wordpress.com/2020/08/03/ballada-ptakow-i-wezy-suzanne-collins/