Ciekawe to doświadczenie. Przeczytać nieznaną dotychczas książkę autorki, która ukształtowała moje wczesno-nastoletnie życie czytelnicze. W dodatku na stare lata. Bo hej, wychodzi na to, że od pierwszej lektury musiało minąć co najmniej... 14 lat?
Zastanawiałam się, jak to będzie. Mimo że zdawałam sobie sprawę z tego, że lektura na pewno nie zdoła wywołać we mnie choć połowy dawki tych emocji sprzed lat. Bo to przecież teren doskonale rozpoznany, przeżyty i przepracowany. Zaczynając czytać, bałam się, że się nie wciągnę. Bo było trochę nudno, trochę infantylnie (oczywiście jedynie z mojej perspektywy teraz).
Zaczęłam zauważać powtarzające się szablony fabularne starej dobrej Wilson – walkę z kompleksami, zaburzenia odżywiania, nieobecność jednego z rodziców, "bardziej idealną" i "bardziej kochaną" siostrę, trudności w zyskaniu przyjaciół, wyśmiewanie w szkole, problemy finansowe. To wszystko powtarzało się w większości książek autorki i pojawia się także tutaj. Wilson zawsze bardzo skupia się na rodzinie. To tylko podkreśla fakt, że ten wątek ma ogromne znaczenia w życiu każdej młodej osoby. Jeśli bohaterka powieści jest trochę starsza (niż w przypadku Emily w Raz na zawsze, która na pewno nie ma więcej niż 12 lat), wątek rodzinny dzieli swój piedestał z problemami sercowymi.
Wiadomo, że nie uda mi się ocenić tej książki tak, jak zrobiłby to czytelnik docelowy (czyli przyjmijmy, że mówimy o osobie maksymalnie czternastoletniej), więc chcę się wypowiedzieć ze swojej obecnej perspektywy. Historia wydała mi się jedną z tych mniej ciekawych, trochę na miarę Waty cukrowej (za którą nie przepadałam), ale zyskuje dynamiki pod koniec, bo przyznam, że przez ostatnie rozdziały się dosłownie śmigało. Podobało mi się bardzo nawiązanie do świata wróżek z Północy, no i Nick Sharratt jak zwykle zrobił robotę ilustracjami.
Była to dla mnie jedynie powtórka z młodszych lat, bo nie dostałam niczego nowego. Raz na zawsze nie ma specyficznego klimatu, tak jak było w przypadku którejkolwiek pozycji z mojego wilsonowego top 3 – okazała się niestety zbyt zwyczajna.